W Brukseli odbyła się wielka manifestacja w obronie likwidowanej fabryki Opla, znajdującej się w Antwerpii. W zeszłym tygodniu dyrekcja GM ogłosiła, że fabryka zostanie zamknięta w czerwcu tego roku. Pracę straci 2600 pracowników, a razem z podwykonawcami zatrudnienie może stracić nawet 5 tysięcy osób.

W ulewnym deszczu w obronie miejsc pracy demonstrowało od 27 do 35 tysięcy osób. Na czele pochodu szli pracownicy zakładów Opla w Antwerpii wołając: "Chcemy pracy!". Nieśli makietę produkowanego przez nich auta z napisem: "Made in Antwerpen" ("Wyprodukowano w Antwerpii"), co było aluzją do planów przeniesienia produkcji do Korei Południowej. To symbol. Chcą nas pogrzebać, ale my się nie damy i zrobimy wszystko, aby zmartwychwstać. Dlatego ta manifestacja – mówi mężczyzna, niosący makietę auta. Sprawa Opla była kroplą, która przelała czarę goryczy belgijskich związkowców. Manifestacja jest przesłaniem zaadresowanym przez wszystkie belgijskie centrale związkowe do rządu.

Manifestujemy w obronie zatrudnienia, bo jest za dużo restrukturyzacji. Nawet firmy, które nie mają trudności wprowadzają restrukturyzacje i zwalniają. To musi się skończyć. Wszyscy mają prawo do pracy. Trzeba, żeby bogactwo było bardziej równomiernie dzielone. Wszyscy powinni być solidarni. Powinny tu być miliony osób – mówi związkowiec z centrali FGTB. Manifestanci otrzymali wyrazy solidarności od związkowców z innych zakładów Opla w Europie. Polacy z zakładów Opla w Gliwicach nie wzięli udziału w manifestacji ze względów finansowych. Sławomir Ciebiera, szef zakładowej „Solidarności”,  przesłał jednak list z wyrazami poparcia, w którym nazwał "skandalem" zamknięcie Opla w Antwerpii. Podkreślił, że fabryka w Gliwicach jest w lepszej sytuacji finansowej, ale jej pracownicy także obawiają się o swoje miejsca pracy.