"Dziś mój ostatni dzień w Ministerstwie Zdrowia. To był dla mnie niesamowity czas, za który dziękuję wszystkim, z którymi go spędziłem" - napisał na Twitterze wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński.

Dziś ostatni z moich 944 dni pracy w Ministerstwie Zdrowia. Decyzja kilkukrotnie już odkładana, ale dzięki temu też dobrze przemyślana. Kiedy przychodziłem na Miodową, miałem wiele obaw, czy podołam zadaniom, które mi powierzono. Całościową ocenę pozostawiam innym, ale z kilku rzeczy jestem zadowolony - napisał natomiast na Facebooku Janusz Cieszyński. 

Wszystko, co mogło wyjść lepiej, składam na karb własnych słabości, ale niewątpliwie nic by się nie udało bez mojego zespołu w MZ, NFZ i Centrum e-Zdrowia. Dziękuję Wam wszystkim i każdemu z osobna - stwierdził.

Ostatnie miesiące, oprócz pracy takiej, jaką znałem, spędziłem także na tłumaczeniu decyzji, które podejmowałem w czasie epidemii. Nieocenione wsparcie w tym trudnym okresie, zarówno jako profesjonalista jak i kolega, dał mi w tym czasie Wojtek Andrusiewicz. Zawsze będę o tym pamiętał - tak Cieszyński skończył swój wpis.

Rzecznik resortu zapewnia, że w tym odejściu nie ma drugiego dna

Minister zdecydował, że czas odejść. Szanujemy tę decyzje - tak rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz komentuje w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Krzysztofem Zasadą rezygnację wiceministra.

Andrusiewicz przekonuje, że powodem odejścia Cieszyńskiego jest wykonanie misji. Zapewnia, że nie ma w tej rezygnacji żadnego drugiego dna. Jak przekonuje, nie ma mowy, że to ucieczka ze stanowiska po kontrowersyjnych zakupach przez ministerstwo bezwartościowych maseczek ochronnych czy fiaska z dostawami respiratorów od handlarza bronią.

 Minister doprowadził do końca elektroniczne projekty, które pomagają Polakom w dobie koronawirusa - mówił rzecznik. To, że dzisiaj w Polsce większość recept, to są e-recepty, to że w dobie epidemii Polacy nie musieli chodzić do lekarza po recepty, że mogli korzystać z teleporad, to jest zasługa ministra Cieszyńskiego, który rozwinął e-zdrowie - mówi rzecznik.


Śledztwo w sprawie bezużytecznych maseczek, kupionych przez MZ

W maju warszawska Prokuratura Okręgowa wszczęła śledztwo w sprawie tak zwanej "afery maseczkowej". Rozpoczęła je po zawiadomieniu Ministerstwa Zdrowia, które za 5 milionów złotych kupiło od znajomego szefa resortu Łukasza Szumowskiego maseczki ochronne, które okazały się być bezużyteczne.

Śledczy jako podstawę tego postępowania przyjęli artykuł kodeksu karnego mówiący o wyłudzeniu. Do tego przestępstwa miało dojść przy sprzedaży maseczek. Jak się później okazało problemy dotyczyły użyteczności tego sprzętu, a także przedstawionych przez dostawcę certyfikatów.

Warszawska prokuratura prowadzi też śledztwo ws. zakupu respiratorów od firmy E&K z Lublina. Objęto nim urzędników resortu zdrowia odpowiedzialnych za zakupy. Firma należąca do byłego handlarza bronią zaoferowała rządowi 1241 respiratorów. Ostatecznie dostarczyła dwieście sztuk.

Ministerstwo Zdrowia zakupiło bezużyteczne maseczki?

Jak ustalili dziennikarze "Gazety Wyborczej" Ministerstwo Zdrowia kupiło bezwartościowe maseczki za ponad 5 mln zł. Zarobić miał na tym przyjaciel rodziny Łukasza Szumowskiego. Transakcja została sfinalizowana przez wiceministra Janusza Cieszyńskiego.

"Gazeta Wyborcza" w swoich ustaleniach powołuje się na udostępnioną korespondencję SMS i nagrania. Minister Szumowski i wiceminister Cieszyński potwierdzili główne ustalenia dziennika, jednak, wbrew ustaleniom dziennikarzy, mieli twierdzić, że oferta na zakup maseczek była traktowana jak każda inna.

Jak informuje "Gazeta Wyborcza", 16 marca - dwa dni po wprowadzeniu w Polsce stanu zagrożenia epidemicznego, z bratem ministra zdrowia skontaktował się instruktor narciarstwa z Zakopanego i zaoferował mu zakup maseczek ochronnych. Instruktor otrzymał kontakt do wiceministra zdrowia Janusza Cieszyńskiego. Powołał się na znajomość z Łukaszem Szumowskim i szybko udało mu się sfinalizować zakup przez Ministerstwo Zdrowia środków ochrony osobistej.

Jeszcze w kwietniu tego roku kwestią zakupów sprzętu ochronnego na czas epidemii zaczęło interesować się Centralne Biuro Antykorupcyjne. 6 maja Cieszyński wezwał zakopiańskiego przedsiębiorcę i zażądał zwrotu pieniędzy - zakupione maseczki nie spełniają polskich norm, a przedstawione certyfikaty prawdopodobnie sfałszowano. Mimo to w znacznej części zostały już wykorzystane.