PKP mogą nie zdążyć z ułożeniem nowego rozkładu jazdy pociągów. Polskie koleje mają na to zaledwie kilka miesięcy. Główną przeszkodą są przeciągające się negocjacje między regionalnymi zakładami kolejowymi a samorządami.

Po wejściu nowej ustawy o komercjalizacji PKP samorządy mają obowiązek ustalić plan lokalnych połączeń tak, by były one opłacalne. Winnych opieszałości trudno jest wskazać. Można powiedzieć, że kłopoty wynikają z sytuacji. Samorządy, które "dogadują" się z regionalnymi zakładami kolejowymi proponują im pieniądze, które na razie mają tylko na papierze, dokładnie w projekcie ustawy budżetowej. Lokalne władze nauczone doświadczeniem obawiają się, że środki z Warszawy nie spłyną na czas i za wykupione usługi kolejowe będą musiały zapłacić z własnej kieszeni. Przedłużające się negocjacje uniemożliwiają również ułożenie lokalnych rozkładów jazdy. Samorządy mają na to zaledwie kilka tygodni. "Samorząd otrzymuje i narzędzia, i środki, i możliwości formalne organizowania systemu transportowego na swoim terenie. I to właśnie samorząd podejmie decyzje, które linie są potrzebne, a po których liniach jeździć się nie opłaca. Samorząd powinien decydować o tym, gdzie pojedzie kolej, a gdzie pojadą inne środki transportu" – powiedział Andrzej Rurkowski rzecznik Dyrekcji Przewozów Kolejowych PKP. Podsumowując lokalnych rozkładów jazdy wciąż nie ma. Pieniądze są, ale tylko w projekcie ustawy budżetowej. Tak więc wprowadzenie nowego planu połączeń kolejowych 10 czerwca jest mało prawdopodobne. I mimo tego, że nowa ustawa o PKP weszła w życie blisko pół roku temu, już teraz wiadomo, że realizacja jej założeń znacznie się opóźni.

05:40