Pieniądze obywateli zostały sprywatyzowane i do tego posłużył właśnie FOZZ – mówi prof. Jerzy Przystawa, współautor książki o największej aferze III RP. Gość Faktów uważa, że prokuratura i sąd nie zajmują się mechanizmem spekulacyjnym, który umożliwił zrabowanie milionów dolarów, a jedynie efektami afery.

Bogdan Zalewski: Proszę powiedzieć trochę książce sprzed 11 lat, której jest pan współautorem: „Via bank i FOZZ. O rabunku finansów Polski”. Były z nią chyba problemy?

Jerzy Przystawa: Książka została zaskarżona przez Dariusza Tytusa Przywieczerskiego, obecnie oskarżonego w sprawie FOZZ, jednego z 6, którzy stoją przed sądem karnym w Warszawie i firmę, którą zarządzał, Uniwersal, że książką naszą naruszyliśmy jego dobra osobiste. Od 1994 roku toczy się przeciwko nam proces przed Sądem Okręgowym w Warszawie o naruszenie dóbr osobistych powodów.

Bogdan Zalewski: A co z samą książką?

Jerzy Przystawa: Książka się rozeszła, więc znaleźć jej – poza jakimiś bibliotekami i prywatnymi półkami – nie sposób.

Bogdan Zalewski: A czy w przypadku tej książki można mówić o -przynajmniej - próbie wprowadzenia cenzury prewencyjnej?

Jerzy Przystawa: Uważam, że jest to sądowe nękanie autorów takich publikacji. Pierwszy wyrok wydany przez Sąd Wojewódzki w Warszawie moim zdaniem – zresztą nie tylko moim, ale także Sądu Apelacyjnego – był skandaliczny pod względem prawnym, który zakazał wznawiania wydawania książki, co Sąd Apelacyjny w całości uchylił. To jest po prostu typowe sądowe nękanie autorów. Każdy ma prawo do wyroku w jakimś sensownym czasie. Ile lat można nas ciągać po sądach za to, że stanęliśmy w obronie pieniędzy publicznych i naszego majątku narodowego?

Bogdan Zalewski: Pytam pana o losy książki, bo chyba nie wszyscy nasi słuchacze zdają sobie sprawę z tego, że w Polsce są takie próby wprowadzenia cenzury prewencyjnej. Mariusz Łapiński, kiedy krzyczał, że dziennikarze zagrażają demokracji, wyzwał do zaostrzenia kontroli nad dziennikarzami. Nie mówił właściwie nic nowego. Panowie jesteście przykładem na to, że sądy próbują zamykać usta dziennikarzom, którzy zajmują się pewnymi niewygodnymi sprawami.

Jerzy Przystawa: Może nie tyle, że te próby prowadzone są poprzez jakieś rozwiązania prawne, ile przez praktykę sądową - wydaje mi się. Jest szeroka dowolność interpretacji tych przepisów prawnych, które są i sędziowie tak je sobie interpretują, jak sobie życzą.

Bogdan Zalewski: Nieprzypadkowo wspomniałem nazwisko b. ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego, bo tygodnik „Newsweek” opisał wczoraj bliskie relacje łączące go z Grzegorzem Żemkiem, głównym oskarżonym w procesie FOZZ. Przypomnę: Łapiński był osobistym lekarzem Żemka. Żemek przebywał też w szpitalu na Banacha - można powiedzieć – chroniąc się przed wymiarem sprawiedliwości wtedy, kiedy Łapiński był tam ordynatorem. Jak to jest: wszędzie gdzie tylko poskrobać, tam obiera się FOZZ?

Jerzy Przystawa: Bo to jest jądro transformacji systemowej. Pomysł, którego FOZZ jest tylko przykrywką, bo FOZZ służy tutaj za „czapkę niewidkę”, pod którą ukrywa się to jądro transformacji systemowej, polegającej na tym, że sprywatyzowano majątek narodowy. Pieniądze państwowe, pieniądze obywateli zostały sprywatyzowane i do tego posłużył właśnie FOZZ, jako wygodna przykrywka.

Bogdan Zalewski: Pan to bardzo delikatnie określił, że pieniądze obywateli zostały sprywatyzowane w wyniku transformacji, a przecież chodzi o grabież. Razem z Mirosławem Dakowskim opisaliście w waszej książce mechanizmy nieprawdopodobnej kradzieży, odbywającej się w Polsce przez całe dekady, bo FOZZ jest właściwie jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Powoływaliście się na raporty nieżyjącego kontrolera NIK-u, Michał Falzmanna. Czym był FOZZ, czym był Pierwszy FOZZ, czym był Drugi FOZZ?

Jerzy Przystawa: Jeżeli pan włoży do banku 1 mln dol., a jutro wyjmie pan legalnie 2 mln, to jest to zwykła grabież i właśnie na tym polegał cały ten mechanizm, to jądro transformacji systemowej, że umożliwiał każdemu, kto wiedział, kto posiadał wiedzę o polityce polskiego rządu, że kurs dolara będzie zamrożony na długi okres czasu, przy wysokim inflacyjnym oprocentowaniu, które było na poziomie 30 proc miesięcznie w 1990 roku, jeśli ktoś taką informację posiadał, to mógł włożyć miliard dzisiaj i za rok wyjąć dwa miliardy, a właściwie 10 miliardów i 20 miliardów. On otwierał nieskończone możliwości grabieży finansów publicznych. I to jest cały sens tego przedsięwzięcia, które ukryte jest pod synonimem FOZZ.

Bogdan Zalewski: Ale sprawa FOZZ toczy się własnym rytmem. Mamy rozprawy sądowe. Wierzy pan w sądowe rozwiązanie tej afery, wierzy pan w ukaranie winnych, a przynajmniej w pogłębienie wiedzy na ten temat?

Jerzy Przystawa: Proces sądowy jest kolejną zasłoną dymną. Te materiały, które zostały zgromadzone przez prokuraturę w wyniku 7 lat śledztwa i które miałem okazję w związku z moim procesem obejrzeć, dotyczą powierzchni zagadnień. One dotyczą tylko pewnych tropów, że ktoś wziął np. kredyt na 5 mln, a nie rozliczył 100 tys. Ale przecież to nie o to wcale chodzi. To jest trop marginalny, który nie ma nic wspólnego z tym, co się stało. Tu chodzi o to, dlaczego dano temu komuś 5 mln kredytu, po co? To było przestępstwo, że ktoś otrzymał kredyt, włożył go do banku i otrzymał 10 milionów. Jeżeli nie oddał 100 tys., to albo z głupoty, albo z powodu przeoczenia. I takimi przeoczeniami i głupotą zajmuje się prokuratura i sąd, a nie dotyka tego mechanizmu spekulacyjnego, który umożliwił zrabowanie milionów dolarów.