Śmierć 58 osób, odnalezionych w ciężarówce-chłodni w Dover, to nie pierwszy przypadek tego typu. Przemycanie ludzi do Europy stało się w ostatnim czasie zajęciem bardzo intratnym - choć także niebezpiecznym.

Popyt na tego typu usługi jest ogromny. Co roku do samej tylko Unii Europejskiej przedostaje się nielgalnie około czterystu tysięcy osób.

Główne korytarze przerzutu imigrantów prowadzą do Unii przez Europę Środkową, Wschodnią i Bałkany. Póki blok wschodni od bloku zachodniego oddzielały kilometry drutów kolczastych i pól minowych - przedostanie się na Zachód było nie lada wyczynem. Po upadku żelaznej kurtyny - wszystko się zmieniło. Wielki ruch na małych, niedoinwestowanych przejściach granicznych. Brak pieniędzy na sprzęt, chronicznie trapiący pograniczników i celników z Polski, Czech czy Węgier. Wreszcie powszechna korupcja spowodowana głównie niskimi płacami. To wszystko sprawia, że granice zachodnie Unii są dziurawe jak szwajcarski ser. Bruksela przyznaje jednak, że i Piętnastka nie jest bez winy. Układ o zniesieniu kontroli granicznych z Schengen ułatwił życie obywatelom Unii - ale także nielegalnym imigrantom i osobom zarabiającym na ich przerzucaniu przez granice.

Zdaniem specjalistów przemytnicy ludzi najczęściej wybierają cztery trasy: statkiem z Albanii, Tunezji lub Maroka do Włoch, samolotem do Sarajewa, a dalej przez Chorwację i Słowenię do Włoch lub Austrii, ze Stambułu do Niemiec, gdzie jest bardzo duże skupisko Turków, lub zupełnie nową trasę - z Rosji przez granicę z Finlandią do Helsinek. Najczęściej korzystają z tych szlaków obywatele Afganistanu, Albanii, Bangladeszu, Chin, Iraku, a także Kurdowie.

Ryzyko jest jednak ogromne. Z zeszłym roku na Adriatyku, w czasie próby nielegalnego przedostania się do Włoch - utonęło blisko 200 osób. Przed dwoma laty ledwie odratowano grupę 90 Rumunów, którzy niemal udusili się w ciężarówce również jadącej do Włoch. Nie zdołano natomiast uratować kilkudziesięciu mieszkańców Sri Lanki, których kierowca porzucił w szczelnie zamkniętej ciężarówce na granicy austriacko-węgierskiej, gdy zauważył że celnicy przeprowadzają w tym dniu szczegółowe kontrole.

Niepokojące jest zwłaszcza to, że w ostatnich latach przemytem nielegalnych imigrantów zajęły się duże międzynarodowe gangi. Interpol ocenia, że niektóre z nich zarabiają na tym procederze co najmniej tyle samo, co na handlu narkotykami. Przerzucenie jednej osoby kosztuje kilka tysięcy dolarów. W dodatku po wpłaceniu pieniędzy imigranci całkowicie zdają się na łaskę lub niełaskę swoich "przewodników". Często "przerzut" kończy się po prostu w najbliższym lesie, gdzie przestraszonych, skrempowanych i wygłodniałych obcokrajowców porzuca się jak zbędny towar.

Michał J.Zazula