Polskie Izby Wytrzeźwień mają być nie tylko miejscem dochodzenia do siebie, ale także placówką, której pensjonariusze dojdą do wniosku, że nie warto pić. To nadzieje dyrektorów Izb Wytrzeźwień, którzy zjechali do Ustki, by rozmawiać o losie swoich placówek.

Pracownicy Izby Wytrzeźwień nie zwalczą nałogu swoich klientów, ale w izbie może przyjść pierwsza pomoc. Dlatego Janusz Zagórski z biura Rzecznika Praw Obywatelskich mówił, że działanie tych placówek musi się zmienić: "Żeby one nie były tylko placówkami izolowania nietrzeźwych". Dyrektorzy izb chcą uświadamiać i leczyć ale potrzebne są na to pieniądze a tych brakuje. Tym bardziej, że tragiczna jest ściągalność opłat za pobyt. Bogumiła Kędziorowska z Gliwic powiedziała, że w jej placówce nie jest jeszcze tak źle. Na 100 pacjentów 40 płaci. Pozostali to bezdomni i bezrobotni. Potrzebna jest więc zmiana prawa i lepsza współpraca np. z komornikami "którzy będą nam pomagać w istnieniu i dofinansowywać nas, tzn. ściągać pieniądze" - dodaje Kędziorowska. Dyrektorzy izb słyszeli o pomyśle likwidowania tych placówek. Nazywają go skandalem.

W Unii Europejskiej nie ma instytucji Izby Wytrzeźwień. Wyjątkiem są Niemcy. Tam jednak ściągalność należności za pobyt jest znacznie wyższa niż w Polsce.

13:30