W ogniu pytań sejmowej komisji ds. Orlenu znaleźli się dziś: Gromosław Czempiński, były szef UOP, a potem pełnomocnik Jana Kulczyka – mec. Jan Widacki. Przesłuchania trwały prawie 9 godzin.

Na początek komisja przepytała Gromosława Czempińskiego. Szef UOP-u z połowy lat 90. w przeszłości prowadził interesy z Janem Kulczykiem. Czempińskiego pytano o treść tajnych notatek ze spotkania Kulczyk-Ałganow, w których pojawiło się jego nazwisko.

Potem w krzyżowy ogień pytań śledczych trafił pełnomocnik Jana Kulczyka - Jan Widacki. W tym przypadku przedmiotem zainteresowania komisji była fundacja "Bezpieczna Służba". Zdaniem niektórych śledczych Widacki na początku lat 90. - jako wiceminister spraw wewnętrznych - pomagał ją założyć.

Jednak niewiele z tych przesłuchań wynika. Każda ze stron obstaje przy swoim. Śledzący próbowali udowodnić, że Widacki musiał wiedzieć, że fundacja była podejrzana, że stał za nią Baranina, i jako wiceszef spraw wewnętrznych nie dopełnił swoich obowiązków, dając przyzwolenie na jej powstanie.

Widacki też trwał przy swoim. Nie miałem pojęcia ani kim był Baranina, ani o tym, że mógł się kryć za tą fundacją - mówił. Sygnały o przestępczej działalności Baraniny owszem docierały z zagranicy do Polski, do struktur policyjnych, ale nie do Widackiego – on miał bowiem inne sprawy na głowie.

Takiego przebiegu wydarzeń należało się spodziewać. Podobnie zresztą, jak tego, że na początku Widacki próbował wymigać się od przesłuchania, ale bezskutecznie.