Zintegrowany system zarządzania syrenami alarmowymi działa od dzisiaj na terenie województwa lubuskiego. To pierwszy region w kraju, w którym jeden ruch palca wojewody wystarczy do tego, aby w tej samej chwili poinformować wszystkich mieszkańców województwa o grożącym niebezpieczeństwie.

Guzik przeznaczony do informowania mieszkańców o potencjalnych zagrożeniach przypomina przycisk znajdujący się pod ręką prezydenta Rosji, służący do uruchamiania głowic nuklearnych. Guzik wojewody nie ma jednak tak śmiercionośnego przeznaczenia. Wręcz przeciwnie: "Nowy system będzie wykorzystywany tylko w trzech przypadkach: w czasie wojny jako ostrzeżenie przed atakiem z powietrza, a w czasie pokoju w celach szkoleniowych i w przypadku bezpośredniego zagrożenia w pobliżu miejsca katastrofy" - mówi Jarosław Śliwiński, dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie Wielkopolskim. Taki system może więc zostać uruchomiony np. w przypadku, gdy w jednym z miejsc na terenie województwa z rozbitej cysterny wyciekają niebezpieczne środki chemiczne, albo gdy w czasie powodzi woda przerwie wał chroniący tereny zamieszkiwane przez ludzi.

Latem 1997 roku syreny alarmowe były gotowe do ostrzeżenia mieszkańców Słubic przed ewentualnym zerwaniem wałów przeciwpowodziowych. "Wtedy na szczęście nie doszło do przebicia wałów i obyło się bez konieczności uruchamiania alarmu" - dodaje dyrektor Śliwiński. Do nowego systemu zostały już podłączone wszystkie miasta na terenie województwa lubuskiego. W najbliższym czasie sukcesywnie będą do niego dołączane także mniejsze miejscowości i wsie. Koszty budowy systemu są owiane tajemnicą. Wiadomo jedynie, że jeden zestaw, który trzeba zamontować w każdym mieście (urządzenie uruchamiające, telefon radiowy, antena, syreny) kosztuje ok. 10 tysięcy złotych.

15:15