Jak zmniejszyć liczbę wypadków i ofiar na drogach - oto sposób brytyjski:

1 mila to około1700 m. Taka miarka obowiązuje na Wyspach Brytyjskich, gdzie rząd premiera Toniego Blaira stara się za wszelką cenę poprawić bezpieczeństwo na tamtejszych drogach. Opublikowany dziś w Londynie raport zakłada, że do 2010 roku na Wyspach, w wypadkach samochodowych będzie ginąć o połowę mniej ludzi, niż obecnie.

Pod względem bezpieczeństwa na drogach, Wielka Brytania uchodzi za jeden z najbezpieczniejszych krajów Europie. Wypadków samochodowych praktycznie się nie widuje, a wzajemna uprzejmość kierowców jest tak legendarna jak poranna mgła nad Tamiza. Jednak co roku w Wielkiej Brytanii aż 2.5 tysiąca pieszych potrącanych jest przez samochody. Niestety, w tej niechlubnej statystyce Brytyjczycy są na miejscu medalowym. Mimo nieprzekupnej drogówki i wzrastającej ilości kamer, jakie instalowane są na brytyjskich drogach, czy nawet bezdrożach, Wyspiarze zaczynają jeździć po europejsku. To znaczy – coraz szybciej, choć - należy to podkreślić, nadal po lewej strony jezdni.

W jaki sposób obecny rząd Laburzystow pragnie poprawić bezpieczeństwo na drogach? Otóż raport proponuje kilka sposobów. Jednym z nich jest wprowadzenie ograniczenia prędkości jazdy do 20 mil na godzinę w miejscach uczęszczanych przez dzieci. Ale już i tak, na większości takich dróg położone są poprzeczne bele asfaltu – zwane 'śpiącymi policjantami'. Zdecydowaną nowością będzie jednak zakaz rozpowszechniania nieodpowiedzialnych reklam samochodowych - w których młodzi, rozpaleni mężczyźni nadmiernie dodają gazu dla rozmarzonych kobiet. Zastosuje się też stare sprawdzone chwyty, a więc wyższe kary za używanie komórek w czasie jazdy, czy surowszy egzamin na prawo jazdy. Co ciekawie, w raporcie znajduje się niewiele informacji na temat alkoholu. Oznacza to, ze wciąż będzie można na Wyspach zasiąść za kierownicą po wypiciu 2 piw lub 2 lampek wina. A to, większości Europejczykom nie mieści się w głowie...

O czym (ze zgrozą) donosił

Bogdan Frymorgen, RMF FM Londyn