Tylko dwoma jednostkami ratownictwa wodnego dysponują świętokrzyscy strażacy. Wciąż tworzona jest taka placówka w Kielcach. Największą przeszkodą - jak nietrudno się domyślić - jest brak pieniędzy. Tymczasem w najbliższym sąsiedztwie Kielc jest kilka jezior i zalewów, najczęściej starych, zalanych wodą wyrobisk i tylko część z nich jest strzeżona.

Z tego powodu regularnie dochodzi tu do tragedii, wczoraj na przykład utonął dziesięciolatek, jego ciało znaleziono dziś rano. Jak pomóc strażakom w utworzeniu jednostki ratownictwa wodnego? Najprościej byłoby im wręczyć kopertę z 12 tysiącami złotych. Tyle bowiem kosztują skafandry i sprzęt do nurkowania oraz szkolenie początkowe. Mimo wielu przeprowadzonych rozmów, nie udało się przekonać do takiego gestu żadnego ze sponsorów. Tym kto powinien w tej sytuacji wyłożyć gotówkę jest rząd, ale ten ostatnio zastanawia się tylko ile i komu zabrać. A kasa strażaków świeci pustkami. „Mamy problemy z płaceniem rachunków za energię elektryczną, telefony i paliwo” – powiedział naszemu reporterowi Krzysztof Janicki, rzecznik kieleckich strażaków. Ich pomoc w wypadkach na wodzie jest nieoceniona, tym bardziej, że świętokrzyskie jeziora nie należą do bezpiecznych. Są akweny zbudowane po wyrobiskach piasku, w wielu wypadkach mają nieregularne brzegi i nawet blisko brzegu można się natknąć na kilkudziesięciometrowe dziury. Zapewnienie bezpieczeństwa kąpiącym się należy do właścicieli obiektów. Cóż z tego jeśli w kilka dni po ustawieniu tabliczek ostrzegawczych znikają one na przykład w ogniskach. Strażacy liczą na pomoc. Pamiętajmy: szybka akcja ratunkowa może ocalić życie wielu ludziom – może i naszym najbliższym.

Foto Archiwum RMF

16:30