Napięta sytuacja w Fabryce Wódek Polmos w Łańcucie. Związki zawodowe są oburzone ostatnimi posunięciami właściciela zakładu, który chce zwolnić 130 ze 159 pracowników. To aż 80 procent załogi! Wycofał się jednak z programu dobrowolnych odejść. To oznacza, że oprócz zwykłych zasiłków dla bezrobotnych, pracownicy nie otrzymają żadnych dodatkowych pieniędzy.

REKLAMA

O zwolnieniach właściciel Polmosu poinformował pod koniec października ubiegłego roku, ale wówczas zapowiedział, że będzie program dobrowolnych odejść dla pracowników. Z tej deklaracji wycofał się jednak na początku tego tygodnia.

Mówi się wyłącznie o zwolnieniach grupowych - twierdzi Jacek Wielgos, przedstawiciel załogi. To wywołało z kolei oburzenie pracowników. Związkowcy nie rozumieją, dlaczego fabryka ma być zamknięta, skoro produkcja funkcjonuje na dwie zmiany, również w soboty. Łańcucki Polmos również wszystkie płatności reguluje na bieżąco, a w ubiegłym roku wypracował zysk. Dziennie wpłaca też do kasy państwa milion złotych akcyzy.

Zgodnie z zapowiedziami, właściciel Polmosu Łańcut proponuje w przyszłości tylko inwestycję w gorzelnię i utrzymanie 29 miejsc pracy. Miało by to kosztować 20 mln złotych. Powodem takiej decyzji ma być przestarzała linia do rektyfikacji, która została już jakiś czas temu wyłączona z eksploatacji - teraz Polmos do produkcji kupuje gotowy spirytus.

Jednak zdaniem związkowców argument o braku linii rektyfikacyjnej jest chybiony. Nawet jeśli koszt spirytusu u obecnego dostawcy jest zbyt wysoki, to można kupić go taniej bez najmniejszego problemu - mówi Wielgos. Jesteśmy znani z produkcji wódek, a proponuje się produkcję półproduktu i to jakim kosztem pracowników? - dodaje.

Dzisiaj związkowcy mają rozmawiać z właścicielem zakładu. Na jutro zapowiadają z kolei pikietę pracowników i ich rodzin przed łańcuckim zamkiem - tam rozpoczyna się festiwal muzyki i - wedle zapowiedzi - ma się na nim pojawić wiele ważnych osób. Pracownicy chcą więc zwrócić ich uwagę na problem w zakładzie.

(abs)