Około 2 tys. stoczniowców po raz kolejny pikietowało rano budynek zarządu Stoczni Szczecińskiej. Pracowników nie do końca zadowoliły wczorajsze decyzje o przejęciu kontroli nad stocznią przez Skarb Państwa. Nadal nie wiedzą, czy i kiedy będą mogli wrócić do pracy oraz czy dostaną zaległe pensje.

REKLAMA

Stoczniowcy chcą usłyszeć konkretne daty. Nie dziwi więc, że wczorajsze ustalenia przyjęli gwizdami i okrzykami. Robotnicy nie chcieli słuchać ani związków zawodowych, ani wojewody, który prosił o cierpliwość.

Wybrany wczoraj komitet strajkowy przedstawił sześć postulatów.

1. Włączenie stoczni do programu restrukturyzacji na zasadach, jakie posiadają branże górnictwa, hutnictwa i zbrojeniówki.

2. Wstrzymanie dalszego podziału stoczni na nowe podmioty gospodarcze.

3. Opracowanie strategii działania Stoczni w Szczecinie przez zespół ekspertów pod kierunkiem Uniwersytetu Szczecińskiego.

4. Szeroka konsultacja z załogą ws. pracy i płacy.

5. Pełne wyjaśnienie sposobu prywatyzacji Stoczni Szczecińskiej SA i wyciągnięcia konsekwencji wobec osób winnych zaistniałych sytuacji.

6. Zaniechanie wyciągania konsekwencji wobec protestujących pracowników.

Stoczniowcy zażądali także, by przyjechał do nich premier Leszek Miller i sam powiedział, kiedy będą pieniądze i praca. Przewodniczący komitetu protestacyjnego zaapelował do zebranych, aby w poniedziałek o godz. 9.00 przyprowadzili przed budynek zarządu także swoje rodziny i innych stoczniowców.

foto RMF

20:20