Niepracująca moskiewska rencistka okazała się właścicielką lamborghini diablo, ekskluzywnego samochodu sportowego, wartego ćwierć miliona euro. Sprawa wyszła na jaw, bo auto któregoś dnia skosiło w Moskwie dwie latarnie. Kierowca zbiegł z miejsca wypadku, a milicja zajęła się ustaleniem, do kogo tak naprawdę należy samochód.

REKLAMA

Przy okazji wydało się także, że rencistka jest jeszcze właścicielką sześciu innych super-drogich maszyn, ale jej dochody są tak niskie, że ledwo starcza jej na chleb.

Wydawać by się mogło, że to skomplikowana zagadka zwłaszcza, że staruszka sportowo zajmowała się jedynie zaglądaniem do butelki. Tylko pozornie jednak. Właścicielem rozbitego samochodu okazał się moskiewski biznesmen, który jak się wydaje zbił majątek niezbyt legalnie.

Żeby fiskus nie zwracał na niego uwagi, ekskluzywny samochód kupił i zarejestrował na nazwisko moskiewskiej rencistki, która z kolei sądząc po licznie posiadanych, chętnie świadczyła podobne usługi także kolegom anonimowego biznesmena.

Jak podały rosyjskie media, za wyjazd do urzędu i załatwienie formalności staruszka brała 100 rubli, czyli 12 złotych. Nikt by się nie zorientował, gdyby nie to, że rosyjscy biznesmeni lubią jeździć po wypiciu, dlatego właśnie lamborghini spotkało się z dwoma latarniami. Co ciekawe drogówka o wypadku nic nie wie, chociaż samochód odjechał na milicyjnej lawecie. Za pieniądze można w Rosji załatwić wszystko...

14:45