Rosyjska prasa nie zostawia suchej nitki na prezydencie Władimirze Putinie za jego długie milczenie po katastrofie "Kurska". Czy wraz ze stratą 118 marynarzy i okrętu, na popularności straci także prezydent?

REKLAMA

Od katastrofy na Morzu Barentsa minęło już pięć dni. W Rosji podnoszą się coraz częściej głosy, zarzucające władzom nieudolność i brak dostatecznie szybkiej reakcji na tragedię. Jeżeli marynarzy z "Kurska" nie uda się uratować - wielu Rosjan obarczy za to odpowiedzialnością władze w Moskwie...

Tłumaczenie:

Mężczyzna:

"Prezydent Putin powinien przerwać swój urlop i przyjechać na miejsce katastrofy. Przecież w ten sposób opóźnia całą akcję ratunkową".

Kobieta:

"Putin nie musi być tam gdzie doszło do katastrofy... ale na pewno powinin wrócić z urlopu".

Putinowi ostro dostaje się także od rosyjskich mediów. "Marynarze "Kurska" wczoraj zamilkli. Dlaczego milczy prezydent?" - napisała czwartkowa popularna "Komsomolskaja Prawda". Pod zdjęciem Putina na pokładzie statku Floty Północnej, którą odwiedził wiosną, gazeta napisała: "Tylko jeden człowiek zachował milczenie. Zwierzchnik Sił Zbrojnych Rosji. Honorowy marynarz".

Dziennikarze wypominają prezydentowi, że w sobotę, mniej więcej w tym samym czasie, gdy doszło do wypadku na "Kursku", Putin wyjechał z Moskwy na wakacje. "Dlaczego on myśli, że można przez pięć dni zachować milczenie, podczas gdy cały naród spędza te dni myśląc czy zostaną uratowani, czy też nie?" - pyta dramtycznie dziennik. Po raz pierwszy pokazał się w telewizji dopiero w środę, by powiedzieć, że sytuacja na Morzu Barentsa jest krytyczna, jednak ekipy ratownicze robią wszystko, co w ich mocy, by uratować załogę okrętu. Jednak według gazety, jedno słowo Putina mogłoby zdopingować do działania ospałych admirałów.

To same władze poszły na dno wraz z
Izwiestia

Z kolei kontrolowany przez wpływowego i krytycznego wobec Putina magnata finansowego Borysa Bieriezowskiego "Kommiersant" napisał, że prezydent wolał pozostać na uboczu, bo uznał, że z dramatu marynarzy nie da się wyciągnąć

żadnych politycznych profitów. "Są ludzie, którzy uczestniczą w akcji ratunkowej, którzy będą odpowiedzialni za śmierć ludzi. Dlatego żadna wysoko postawiona osoba w państwie nie chce ryzykować wzięcia na siebie

odpowiedzialności - pisze gazeta. Zdaniem liberalnych "Izwiestii", tragedia "Kurska" jeszcze raz dowiodła, że państwo rosyjskie jest niezdolne do radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych. Gazeta zarzuciła przedstawicielom władz, że bardziej troszczą się o zachowanie twarzy niż o uratowanie

życia ludzi. "Kiedy chodzi o śmierć i życie, admirałowie, generałowie i 

przedstawiciela władz państwowych po prostu nie powinni kłamać, kręcić i myśleć o własnych karierach - to bluźnierstwo" - napisały "Izwiestia".

Nastroje w Rosji

Relacje z akcji ratunkowej załogi "Kurska" i krytyka prezydenta dominują we wszystkich rosyjskich mediach. Zapytaliśmy Annę Uzelac, dziennikarkę tygodnika Moscow Times, czy Rosjanie zastanawiają się nad skutkami politycznymi, militarnymi i ekologicznymi tej katastrofy: "W tej chwili mówi się wyłącznie o tym, czy uda się uratować załogę i jak i kiedy się to stanie. Skala tragedii dopiero dzisiaj dotarła do obywateli Rosji. Nie rozmawia się o tym, czy istnieje tam jakieś zagrożenie ekologiczne. Prognozy pogody zaczyna się od prognozy dla Morza Barentsa" - mówiła Anna Uzelac.

Niezależnie od tego, czy akcja ratunkowa marynarzy z Kurska zakończy się powodzeniem, czy też pomoc przyjdzie zbyt późno, na dnie Morza Barentsa pozostanie wrak okrętu z dwoma reaktorami jądrowymi. Załoga jednostki zdołała wyłączyć oba reaktory, ale nadal zachodzą w ich wnętrzach reakcje jądrowe. W efekcie, przy wyłączonym układzie chłodzenia reaktory nagrzewają się, co może doprowadzić do wybuchu. Nawet jeśli się tak nie stanie, za kilkadziesiąt lat wrak na tyle przerdzewieje, że może dojść do skażenia promieniotwórczego na dużą skalę.

12:40