Z jednej strony grupa specjalistów i dobry sprzęt. Z drugiej - kłopoty finansowe i pytanie: co dalej? Tak najkrócej można określić sytuację Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. To swoisty rodzaj górniczego pogotowia ratunkowego, pracującego 24 godziny na dobę. Ratują w kraju i za granicą. Byli m.in. w RPA, Australii, a ostatnio na Ukrainie.

REKLAMA

Centralna Stacja Ratownictwa Górniczego w Bytomiu, choć związana jest z górnictwem, to do żadnych górniczych struktur nie należy. Formalnie podlega Ministerstwu Skarbu, otrzymuje dotacje z Ministerstwa Gospodarki, a nadzór nad nią sprawują urzędy górnicze. Jej głównym źródłem utrzymania – jak mówi Zygmunt Goldstein - są usługi oparte o umowy cywilno-prawne, które mamy pozawierane z przedsiębiorcami górniczymi, tzn. z kopalniami i spółkami węglowymi.

Problem w tym, że nie wszyscy z tych umów się wywiązują i chcą płacić. I to nie tylko w kraju. 2 lata temu ratownicy pojechali na Ukrainę i do dziś nie utrzymali zwrotu kosztów akcji ratunkowej. Stąd też kłopoty finansowe Centrum - mówi Zygmunt Goldstein.

Szansą na poprawę może być ustawa o podporządkowaniu wszystkich służb ratowniczych ministrowi spraw wewnętrznych. Na razie jednak trzeba się martwić – mówi Zygmunt Goldstein – skąd wziąć fundusze na wypłaty i na benzynę, by tej przypadkiem nie zabrakło podczas akcji.

Foto: Archiwum RMF

13:15