Domagający się redukcji długu rząd grecki ma do wykonania ogromną pracę, by przekonać do swych racji międzynarodowych kredytodawców. Najtrudniejsze rozmowy czekają Greków z Niemcami, ich największym wierzycielem. W tym roku Grecja musi oddać 20 mld euro.

REKLAMA

Grecki minister finansów Janis Warufakis tuż po objęciu stanowiska wyruszył w podróż po Europie, by przekonywać swoich rozmówców do umorzenia części długów jego kraju. W Paryżu usłyszał zachęcające słowa, że Francja jest gotowa pomóc Grecji w uzyskaniu porozumienia z międzynarodowymi partnerami. Jednak aby deklaracje te nie pozostały puste, Warufakis, a także premier Grecji Aleksis Cipras muszą do swoich koncepcji przekonać także inne państwa strefy euro, będące wierzycielami ich kraju. Od 2010 r. zdecydowana większość greckiego długu zmieniła właściciela - przeszła z prywatnych instytucji do sektora publicznego.

Gigantyczny grecki dług

Całkowite zadłużenie Grecji wynosi obecnie ponad 320 mld euro, co odpowiada ok. 175 proc. PKB tego kraju. To najwyższy współczynnik w UE, ale na świecie są bardziej zadłużone państwa, choćby Japonia, której dług wynosi ponad 220 proc. PKB.Według danych francuskiego banku inwestycyjnego Natixis jedynie 79 mld euro z greckiego długu pochodzi z rynku. Zdecydowana większość tej sumy (63 mld euro) to papiery wartościowe wypuszczone w kraju. Właścicielami tej części długu greckiego są zatem sami Grecy, ich fundusze inwestycyjne i banki.

W 2010 roku Grecja została pierwszym krajem strefy euro, który otrzymał wsparcie finansowe od innych państw eurolandu oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Największa część greckiego długu to tzw. programy ratunkowe (bailouts), w ramach których w latach 2010-2014 do Grecji trafiło 240 mld euro. Kredytów tych udzielały państwa członkowskie strefy euro, specjalny Europejski Fundusz Stabilności Finansowej (EFSF) oraz MFW.

Kto pożyczył Krecie pieniądze?

Ponad 30 mld euro greckiego długu należy do Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W przypadku tej instytucji eksperci nie mają wątpliwości, że o restrukturyzację zadłużenia byłoby bardzo trudno. Szefowa MFW Christine Lagarde już zresztą zapowiedziała, że Ateny nie mogą liczyć na specjalne traktowanie.

Prawie 53 mld euro Grekom pożyczyły w pierwszej fazie kryzysu państwa członkowskie strefy euro. Nie było wówczas specjalnej architektury pomocowej, dlatego na szybko stworzono prowizoryczną linię kredytową dla Grecji (Greek Loan Facility). Największą jej część sfinansowały Niemcy, które wyłożyły ponad 15 mld euro. Spory wkład wnieśli również Francuzi (11 mld euro) oraz Włosi (10 mld euro). Swój udział miały też biedniejsze państwa eurostrefy, jak choćby Słowenia (243 mln euro). O tych pożyczkach Grecy mogą rozmawiać z każdym z państw członkowskich oddzielnie, ponieważ opierają się one na umowach dwustronnych.

Później okazało się, że kwoty, które trafiły do Grecji, są niewystarczające, dlatego w strefie euro powołano Europejski Fundusz Stabilności Finansowej. W jego portfelu jest 141 mld euro greckich długów. Największe udziały w funduszu mają Niemcy (29 proc.), Francja (21 proc.) oraz Włochy (19 proc.). Kredyty udzielone Grecji dzięki gwarancjom ze strony państw strefy za pośrednictwem EFSF mają bardzo odległy horyzont czasowy. Ich zapadalność (okres spłaty) w zależności od konkretnej transzy waha się pomiędzy 2041 a 2053 rokiem. Mimo że EFSF nie opiera się na realnych wpłatach, tylko na gwarancjach ze strony państw, odmowa spłaty wiązałaby się ze stratami dla jego "udziałowców".

Oprócz tego, że w czasie kryzysu Grecji dług wzrósł, zmieniła się też jego struktura. Jego większość jest teraz w rękach publicznych. Brytyjski think tank Open Europe wyliczył, że 60 proc. należy do państw strefy euro, 10 proc. do MFW, 6 proc. do Europejskiego Banku Centralnego, 3 proc. do greckich banków, a tylko 1 proc. do zagranicznych banków.

"To oznacza, że wszelkie negocjacje (na temat greckiego długu - PAP) będą bardzo polityczne" - zwraca uwagę Open Europe, wskazując, że na restrukturyzację zadłużenia będą musiały zgodzić się państwa strefy euro.

Niemieckie banki mają problem

Z danych Banku Rozrachunków Międzynarodowych wynika, że ekspozycja banków niemieckich na dług Grecji (a więc ryzyko utracenia środków w razie ogłoszenia przez nią bankructwa) wynosiła w grudniu 2009 r. ponad 30 mld euro. We wrześniu 2014 r. ekspozycja ta była już praktycznie zerowa. Jeszcze bardziej narażone były banki francuskie, których ekspozycja na grecki dług w 2009 r. wynosiła blisko 60 mld euro, a w 2014 r. spadła do nieco ponad 10 mld euro.

Wśród polityków w Brukseli panuje przekonanie, że problematyczne negocjacje Grecy mogą mieć nie tylko z Niemcami, ale też z Finlandią i Słowacją. Ten ostatni kraj odmówił zresztą udziału w pierwszej zrzutce na Ateny w 2010 r.

Tymczasem Grecy będą musieli znaleźć w tym roku 20 mld euro na spłatę swoich zobowiązań. Według rządowej agencji zarządzania długiem publicznym taka kwota bowiem będzie wymagana w 2015 r. przez wierzycieli. "Financial Times" pisał niedawno o obawach, czy w obliczu słabnących wpływów podatkowych Grecja będzie w stanie zebrać fundusze, by w marcu zwrócić MFW 4,3 mld euro. Z kolei w lipcu i sierpniu po 6,7 mld euro do rządu w Atenach wyciągnie rękę posiadający greckie obligacje Europejski Bank Centralny. Z szefem EBC Mario Draghim Warufakis spotka się w środę we Frankfurcie nad Menem.

Instytut Badań Ekonomicznych (IFO) na uniwersytecie w Monachium wyliczył, że Niemcy straciliby na niewypłacalności Grecji 76-77 mld euro. Eksperci z brukselskiego ośrodka Bruegel wskazali jednak, że taka kalkulacja zakłada całkowite umorzenie długów przez Berlin. Tymczasem międzynarodowe badania 187 przypadków restrukturyzacji długów z lat 1970-2013 pokazują, że średni odpis (haircut) wynosił 38 proc.