"W jutrzejszym strajku w Polskich Liniach Lotniczych Lot weźmie udział co najmniej 60 procent załogi!" - tak twierdzą działające w firmie związki zawodowe, które domagają się przywrócenia dawnych, korzystnych zasad zatrudnienia. Władze narodowego przewoźnika odpowiadają, że ich zdaniem "w strajku weźmie udział kilka osób".

REKLAMA

Strajk ma ruszyć jutro o 5:00 rano. LOT szykuje na ten dzień tak zwane załogi awaryjne i ściąga z urlopów dodatkowych pracowników. Oprócz tego trwają rozmowy z bratnimi liniami, na przykład Lufthansą, by w razie potrzeby przejęła część pasażerów.

Do tego LOT zwiększył obsadę infolinii, bo zdezorientowani pasażerowie dzwonią i pytają, czy jutro polecą. Nie wiadomo jednak dokładnie, ile osób zastrajkuje. Narodowy przewoźnik twierdzi, że protest jest nielegalny, więc nie odwołał na razie jeszcze żadnego lotu. Zapowiedział tylko, że o ewentualnych odwołaniach będzie informował pasażerów telefonicznie.

Głównym punktem sporu między związkami zawodowymi działającymi w LOT a władzami spółki jest wypowiedziany w 2013 roku regulamin wynagradzania z 2010 roku. LOT wówczas stanął na krawędzi bankructwa i musiał przeprowadzić restrukturyzację. Spółka otrzymała pomoc publiczną, którą notyfikowała Komisja Europejska.

Stare zasady dot. wynagrodzeń zostały zastąpione nowymi, ramowymi - zdaniem związków - mniej korzystnymi dla pracowników. Obecnie płace zależą m.in. od wylatanych godzin. Związki zawodowe krytykują też władze spółki, że nowi pracownicy, np. stewardesy nie są zatrudniani na umowy o pracę, tylko na umowy cywilnoprawne lub prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą.

(m)