Ministerstwo Finansów ukręciło bat na parabanki i firmy pożyczkowe. Po rocznym oczekiwaniu resort przygotował wreszcie ustawę, która ma ukrócić działanie firm podobnych do Amber Gold. Dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda jako pierwszy dotarł do założeń nowej ustawy.

REKLAMA

Podstawowa zmiana jest taka, że Komisja Nadzoru Finansowego dostanie nareszcie możliwość kontrolowania takich firm. Jeżeli dotrze do niej sygnał, że gdzieś oszukują klientów, że gdzieś powstaje jakaś piramida finansowa, to będzie mogła przyjść do takiej firmy i zażądać dokumentów.

Po drugie, podwyższone zostaną kary dla szefów oszukańczych parabanków - z trzech do pięciu lat więzienia i z 5 do 10 milionów złotych.

Po trzecie wreszcie, wszystkie firmy parabankowe i pożyczkowe będą musiały się rejestrować. Nie będzie już tak, że ktoś może bezkarnie otworzyć w garażu minibank i oszukiwać klientów.

Nowa ustawa została dopiero napisana - teraz trafi do konsultacji i wkrótce zajmie się nią rząd.

Koniec z lichwiarskim oprocentowaniem

Nowa ustawa o Nadzorze nad rynkiem finansowym i Prawie bankowym ma także ograniczyć maksymalne koszty kredytu. Skończy się oprocentowanie pożyczek sięgające kilkuset lub tysięcy procent.

Resort chce wprowadzić maksymalny limit opłat za kredyt konsumencki. Teraz jest tak, że ustawa ogranicza tylko wysokość odsetek od kredytów i pożyczek. Wiele firm omija jednak ten przepis, dokładając do tego przeróżne opłaty - manipulacyjne, administracyjne, prowizje, za listy, telefony itd.

Ministerstwo wreszcie powiedziało "stop" i ogłosiło, że suma tych wszystkich opłat dodatkowych, poza oprocentowaniem, nie może przekroczyć 30 procent kwoty udzielonego kredytu. To duża zmiana, bo wiele firm stosowało opłaty idące w setki procent.

Parabanki i firmy pożyczkowe protestują. Twierdzą, że ograniczenia zabiją dużą część branży. Argumentują również, że osoby, które nie dostały kredytu w banku, nie będą mogły pożyczyć pieniędzy gdzie indziej. To oczywiście prawda, ale trzeba też pamiętać, że przynajmniej klienci będą bezpieczniejsi.