Słynna firma Chanel po raz pierwszy w swej blisko stuletniej historii ogłosiła wyniki finansowe. Obroty firmy, które wyniosły w 2017 roku 9,62 mld USD wywołały spory entuzjazm zarówno w prasie ekonomicznej, jak i w tabloidach. "Chanel jedną z pierwszych marek luksusu, łeb w łeb z Louis Vuittonem (LVMH)!" - nadał tytuł informacji miesięcznik "Capital".

REKLAMA

"Fortuna właścicieli Chanel podwoiła się w jeden dzień" - zapowiada tygodnik ekonomiczny "Challenges". Z artykułu pod tym tytułem czytelnik dowiaduje się, że w następstwie ogłoszenia wyników finansowych Chanel, trzeba będzie skorygować ranking najbogatszych ludzi świata.

Według tygodnika "Special People" bracia Alain i Gerard Wertheimer, którzy są wyłącznymi właścicielami marki Chanel, już znajdywali się na 6. miejscu tej listy.

Dziennik "Le Figaro" przypomina, że Gucci, trzecia - po LVMH i Chanel - największa marka sektora luksusowego ogłosiła zamiar podwyższenia obrotów do 10 mld USD i zajęcia pierwszego miejsca w branży modowej.

W wielu mediach pada pytanie, dlaczego właśnie teraz ogłoszono wysokość obrotów firmy. Nikt nie wierzy, że - jak w wywiadzie dla Reutera próbował przekonywać dyrektor finansowy marki Philippe Blondiaux - chodziło o to, by "komentatorzy mieli do dyspozycji dane liczbowe, świadczące o finansowym stanie zdrowia Chanel".

Nina Godart, komentatorka ekonomiczna "BFMTV", przypuszcza, jak większość francuskich obserwatorów, że "ta nieoczekiwana operacja komunikacyjna skierowana jest w stronę Gucciego i przypomina włoskiej firmie, że ktokolwiek chciałby wejść na drugi stopień podium, musi najpierw prześcignąć Chanel".

Media wierzą natomiast Philippe’owi Blondiaux, że nie jest to przygotowanie do wprowadzenia firmy na giełdę, a tym bardziej do jej sprzedaży.

Na pokazach kolekcji Chanel bracia Wertheimerowie siadają w tylnych rzędach i uciekają szybko po ich zakończeniu, brawa zostawiając dla "Kaisera", jak nazywa się Lagerfelda ze względu na prestiż i niemieckie pochodzenie. Wiedzą, że ten ulubieniec mediów najlepiej jak można służy ich interesom - mówił w radiu "France Inter" Marc Fauvelle.

Bracia Wertheimerowie idą śladami swego dziadka Pierre’a, który 1924 w roku, wraz z bratem Paulem, wszedł do spółki z Coco Chanel, dla której 10 proc. udziałów wydało się niesprawiedliwością.

Gdy wybuchła wojna Wertheimerowie, którym jako Żydom groziła "aryzacja" posiadłości, sprzedali je zaprzyjaźnionemu przemysłowcowi. Coco Chanel, która kolaborowała z Niemcami i miała kochanka wyższego oficera Abwehry, doniosła o tym, starając się uzyskać całość firmy Chanel.

Po wojnie uciekła do Szwajcarii, skąd na początku lat 50. sprowadził ją Pierre Wertheimer. W firmie nie miała nic do powiedzenia, ale Wertheimer zapewnił jej luksusowe życie, opłacając apartament w hotelu Ritz, samochód i wszystkie wydatki aż do śmierci w 1971 r.

Zrobił tak, ponieważ, jak twierdzi autor książki "Coco Chanel. Sypiając z wrogiem" Hal Vaughan, wiedział, że "Madmoiselle" ma wielką wartość marketingową dla imperium, które odbudowywał.

Coco Chanel jest we Francji idolem i nikogo nie obchodzą szczegóły jej życia, jej antysemityzm, jej interesiki z nazistami. A ponadto Chanel to maszyna do produkcji twardych dewiz - mówił autor w wywiadzie dla amerykańskiego tygodnika "New Yorker".

(j.)