Umowa CETA osłabi unijną zasadę ostrożności, jedno z największych osiągnięć wspólnoty europejskiej - alarmują organizacje obywatelskie. Dzięki tej zasadzie na rynek nie trafiają potencjalnie szkodliwe substancje. W interesie arbitrów, którzy po wejściu CETA w życie będą orzekać w tych sprawach, leży, by korporacje jak najczęściej pozywała rządy państw - przekonuje w rozmowie z Interią Ewa Sufin-Jacquemart ze Strefy Zieleni. Zarobki tych elitarnych prawników za dzień pracy w trybunale arbitrażowym to 12 tysięcy złotych - dowiedzieliśmy się.

REKLAMA

Przypomnijmy, że CETA (Comprehensive Economic and Trade Agreement) to umowa o wolnym handlu między Unią Europejską a Kanadą.

Lada moment poznamy oficjalne stanowisko polskiego rządu ws. CETA, a 18 października na Radzie Unii Europejskiej państwa członkowskie podejmą decyzję, czy umowa zostanie podpisana.

Później będzie ją jeszcze musiał ratyfikować Parlament Europejski. W przypadku korzystnego rozstrzygnięcia część zapisów od razu wejdzie w życie. Później CETA będzie musiała jeszcze zostać ratyfikowana przez parlamenty krajowe państw członkowskich.

Interia prześwietla CETA. Zobacz więcej >>>>>
O zasadzie ostrożności w kontekście umowy CETA rozmawialiśmy z Ewa Sufin-Jacquemart, prezeską fundacji Strefa Zieleni.

Michał Michalak, Interia: Wyjaśnimy może naszym czytelnikom - czym jest zasada ostrożności?

Ewa Sufin-Jacquemart: Zasada ostrożności polega na tym, że w momencie kiedy powstaje nowa technologia i są podejrzenia, że być może ta technologia będzie miała negatywne konsekwencje dla środowiska i dla zdrowia ludzi, to należy podjąć takie środki ostrożności, jak gdyby to była prawda, nie czekając na dowody naukowe, że ta technologia jest szkodliwa. Dzięki tej zasadzie nie jest już możliwa taka sytuacja, jaka miała miejsce w przypadku pestycydu DDT, który przez 53 lata był używany na rynku, aż powstało wystarczająco dużo dowodów naukowych na to, że jest szkodliwy i dopiero przez konwencję międzynarodową został zakazany. Tak samo było z azbestem. Przez lata ludzie chorowali i umierali dlatego, że nie było dowodów na szkodliwość pewnych technologii. Nasi poprzednicy w UE przez wiele lat bili się o to, by obalić zasadę dowodów naukowych i wprowadzić zasadę ostrożności. UE jest jedyną strukturą polityczną na świecie, która tę zasadę ma tak mocno osadzoną w prawie unijnym. Na tej zasadzie opiera się m.in. dyrektywa REACH, która jest jednym z wielkich, cywilizacyjnych osiągnięć Unii. Jej wprowadzenie to były lata walki. Ta dyrektywa mówi, że jeżeli przemysł chce wprowadzić jakąkolwiek nową substancję chemiczną na rynek, to najpierw musi na własny koszt przeprowadzić wystarczające badania udowadniające, że ta substancja nie jest szkodliwa dla środowiska i dla zdrowia. Ta zasada jest solą w oku dla wielkich korporacji.

Czy CETA zagrozi zasadzie ostrożności?

Potencjalnie na pewno. Zasada ostrożności w umowie CETA nie jest wystarczająco mocno osadzona. Jednocześnie narzędzia, które wprowadza umowa CETA, takie jak współpraca regulacyjna w połączeniu z ICS, czyli sądami arbitrażowymi, będą powodowały, że z czasem wpływ lobby wielkich korporacji na proces legislacyjny będzie rósł. Tak się stało w USA, Kanadzie i Meksyku po wprowadzeniu umowy NAFTA. To w ten sposób się rozwinęło. Wielkie korporacje wywierają presję, by sprowadzić wszystko do standardów światowych, czyli do standardów Światowej Organizacji Handlu.

I one będą nadrzędne choćby w stosunku do zasady ostrożności?

To nie jest tak, że w dniu wprowadzenia CETA zasada ostrożności przestaje obowiązywać. To jest dużo bardziej subtelne. Zasada ostrożności będzie sukcesywnie rozmontowywana. Prawnicy będą skarżyć rządy do sądów arbitrażowych, powołując się na zasadę dowodów naukowych i na standardy Światowej Organizacji Handlu. W CETA jest powiedziane, że "strony będą do tego dążyć". Jeżeli wyobrazimy sobie UE za 20 lat, to jest nie do pomyślenia, żeby zasada ostrożności w takich warunkach przetrwała.

Czy koncerny będą zatem skarżyć do ICS za niedopuszczenie jakiejś substancji do obiegu?

Mogą to być tego typu sytuacje. Mogą skarżyć za niedopuszczenie substancji, która jest powszechnie używana w Kanadzie. Korporacja może argumentować, że substancja jest stosowana w niewielkim stopniu, że nie ma dowodów szkodliwości. To będą konkretne sprawy. I teraz pytanie, czy prawo jest wystarczająco precyzyjne i nie pozwala na walkę między różnymi interpretacjami. Jeżeli pozwala, to w tym momencie instytucje dają przewagę korporacjom. Nawet jeśli to się nazywa "sąd arbitrażowy", to wciąż spełnia wszystkie zasady prywatnego arbitrażu. Ci sędziowie nie są na pensjach, są wynagradzani jak prywatni arbitrowie - zarabiają trzy tysiące dolarów dziennie. To wyspecjalizowane grupy prawników. Elita prawnicza. Mówi się na to "klub". Klub wąskiej, światowej elity arbitrów.

Nikt przypadkowy tam nie trafia?

Nikt. W ich interesie leży, żeby tych spraw było dużo. Im więcej korporacji skarży państwa, tym większe są dochody arbitrów. Zarabiają ogromne kwoty. To wielkie, horrendalne pieniądze. Będą zachęcali korporacje do skarżenia, będą doprowadzać do mediacji niekorzystnych dla państw. Państwa, płacąc odszkodowanie raz, drugi, trzeci, siódmy, będą ustępowały już na samą zapowiedź pozwu. W momencie kiedy będą chciały, powołując się na zasadę ostrożności, wprowadzić ograniczenia w stosunku do nowej substancji, korporacje będą mówiły: tylko spróbujcie, a zaraz was zaskarżymy. W pewnym momencie nie trzeba skarżyć, bo działa sama obawa.

I to stało się udziałem Kanady po wprowadzeniu NAFTA?

Oni w ciągu 20 lat kompletnie zrównali się w standardach ze Stanami Zjednoczonymi. 20 lat temu, kiedy te umowy handlowe nowego typu były negocjowane, organizacja The Council of Canadians już wtedy miała ogromne zastrzeżenia i z tymi umowami walczyła.

Teraz ostrzega przed CETA.

Mówią: stało się dokładnie to, co przewidywaliśmy. Przekonywano ich, że nic złego się nie wydarzy, ale kiedy cała ta struktura organizacyjno-prawna weszła w życie, standardy bezpieczeństwa gwałtownie się pogorszyły. Choćby Rada Współpracy Regulacyjnej (obecna zarówno w NAFTA, jak i w CETA - przyp. aut.) ma ogromne znaczenie. Tam są obecni przede wszystkim lobbyści wielkich korporacji. Oni tam mają zdecydowaną przewagę. Wszystkie propozycje nowych regulacji najpierw idą do nich. Ponieważ oni mają duże środki na ekspertyzy, na prawników, to przedstawiają analizy, które wykazują negatywne konsekwencje niekorzystnych dla nich regulacji. Ta presja staje się tak duża, że legislator powstrzymuje się od legislacji, a tam gdzie ma wyższe standardy, tam je stopniowo obniża. I tak się stało w Kanadzie. W dziedzinie bezpieczeństwa żywności Kanada zharmonizowała swoje standardy z amerykańskimi. Jest w tej chwili trzecią potęgą w produkcji GMO. Na produktach niezawierających GMO producenci nie mają prawa umieszczać etykiety "bez GMO", ponieważ jest to uważane za nielojalną konkurencję. My w Europie takich standardów nie chcemy.