​Jeżeli problemy z dostawami ropy z Arabii Saudyjskiej potrwają dłużej, to ceny paliw na stacjach benzynowych i gazu w naszych domach mogą pójść ostro w górę. Polskie spółki energetyczne policzyły pierwsze skutki sobotniego ataku bombowego na największą saudyjską rafinerię. Ropa drożeje przez to na giełdzie o 10 procent.

REKLAMA

I Orlen, i Lotos, które kupują ropę między innymi od tego zbombardowanego producenta, zapewniają, że dostawy surowca są stabilne. Istnieje ryzyko większego wzrostu cen, ale najwcześniej za miesiąc i to tylko pod warunkiem utrzymania kryzysu. Rafineria w Bukajk odpowiada za 5 procent światowej produkcji. Saudyjczykom bardzo zależy na pilnym naprawieniu zakładu.

Jeżeli ten problem potrwa, to kłopoty może mieć także Polskie Górnictwa Naftowe i Gazownictwo. Ono sprowadza gaz z Rosji, ale cena tego gazu zależy od światowych cen ropy. A one po zamachu rosną. Jeśli się utrzymają, to rachunki będą wyższe.

Początkowo szefowie saudyjskiego koncernu paliwowego Aramco mieli nadzieję na przywrócenie produkcji do poprzedniego stanu do poniedziałku wieczorem. W niedzielę, po oszacowaniu strat, władze koncernu Aramco zrewidowały swoje przewidywania i zapowiedziały, że do poniedziałkowego wieczoru będą w stanie jedynie częściowo przywrócić produkcję.

Międzynarodowa Agencja Energetyczna(International Energy Agency), reprezentująca państwa, które są największymi konsumentami energii, zapewniła, że "obecnie rynki są dobrze zaopatrzone i dysponują dużymi zapasami paliw".

Jak poinformował w niedzielę koncern Aramco, w rezultacie ataku na rafinerię w mieście Bukajk (Abqaiq) najbardziej ucierpiało 15 obiektów po zachodniej i północno-zachodniej stronie kompleksu. Sugerowałoby to, że ataki zostały przeprowadzone z terytorium położonego na północ terytorium Iranu, a nie położonego na południu Jemenu.

Władze amerykańskie i saudyjskie podejrzewają, że atak na rafinerię w Bukajk, znajdującą się blisko Zatoki Perskiej, został przeprowadzony przy użyciu manewrujących pocisków rakietowych, wystrzelonych z terytorium Iranu, bądź Iraku - poinformował w niedzielę dziennik "The Wall Street Journal" na swym portalu internetowym.