Cięcia w polskiej armii. Wojsko pozbywa się kucharzy, pralni i niepotrzebnych jednostek. Wojsko ma się bić, a nie prać - mówi "Gazecie Wyborczej" szef MON Bogdan Klich.

Dwie rzeczy dla ministra obrony narodowej są równie trudne - zamknięcie garnizonu wojskowego i orkiestry. Nie ma znaczenia, że armia zaoszczędziłaby na tym setki milionów złotych, a obecna infrastruktura planowana była pod ponad 200-tysięczną armię. Teraz mamy o połowę mniejszą.

Jednak gminy, zwłaszcza małe, żyją z jednostek wojskowych. Ludzie w nich pracują, remontują, a armia płaci podatki za rozległe nieruchomości. Orkiestra przygrywa na lokalnych świętach. Każda wzmianka o planach likwidacji bądź zmniejszenia jednostek budzi więc sprzeciw. Na resort obrony naciskają lokalni radni, posłowie, senatorowie, burmistrzowie, a nawet biskupi.

Orkiestrę w Radomiu szefowie MON zamykali przez niemal dekadę - pisze dziennik. Obecny szef resortu Bogdan Klich wydał nawet rozkaz jej likwidacji. Szybko się jednak z niego wycofał. Do zmiany przekonała go pochodząca z Radomia minister zdrowia Ewa Kopacz.

Szef MON planuje jednak największy od lat plan restrukturyzacji armii. Na pierwszy ogień pójdą stołówki. Z 293 zlikwidowanych zostanie 143. Z 3100 pracujących w wojsku m.in. kucharzy i zaopatrzeniowców pozostanie 1700. W części jednostek żołnierzy będą żywić wyłącznie firmy cateringowe.

Oszczędności w kuchni mają dać 248 mln zł rocznie. Cała akcja ma się zakończyć do grudnia przyszłego roku.

Zlikwidowane będą też wojskowe pralnie i zakłady szewsko-krawieckie.

Do tego armia pozbędzie się średnio co piątego budynku i terenów o powierzchni 34 tysięcy hektarów. Tylko w Warszawie ma to przynieść ponad 200 mln zł oszczędności. A garnizon warszawski to około 6 procent całej infrastruktury wojskowej.

Ze 112 garnizonów zlikwidowanych w tym i przyszłym roku ma zostać dziewięć. M.in. w Tczewie, Pruszczu Gdańskim, Ciechanowie. Z zatrudnionych w wojsku 48 tysięcy cywilów jeszcze w tym roku zwolnionych zostanie 2 tysiące. Niektórzy żołnierze, żeby pozostać w armii, będą musieli przyjąć nowe warunki służby.

Ekonomiści do oszczędności resortu podchodzą jednak z umiarkowanym optymizmem. Po pierwsze wskazują, że właśnie trwają polityczne rozgrywki o budżet MON. Resort obrony - jak żaden inny - ma zagwarantowane pieniądze w budżecie państwa w wysokości 1,95 procent PKB. W tym roku to 25,7 mld zł. Zmagające się z dziurą budżetową Ministerstwo Finansów chciałoby się do tych pieniędzy dobrać. Łatwiej mu pójdzie, jeśli udowodni, że armia pieniądze marnuje. Po drugie - zdaniem ekonomistów, z którymi rozmawiała gazeta - Klich powinien nie tylko wziąć się za kucharzy, ale pójść krok dalej. Prawdziwe oszczędności przyniosłaby likwidacja wojskowych przywilejów emerytalnych - uważa Wiktor Wojciechowski, ekonomista fundacji FOR.

Żołnierz może odejść na emeryturę już po 15 latach służby. Nic dziwnego, że młodzi, zdrowi 40-letni wojskowi odchodzą ze służby i zatrudniają się w firmach ochroniarskich. Wszyscy podatnicy płacą za to 4 mld zł rocznie.

Koalicja PO-PSL chce, aby żołnierze pracowali dłużej, ale dopiero od 2012 roku i to tylko nowo wstępujący do służby. Mimo że taka reforma nie byłaby radykalna, nie wiadomo, kiedy będzie jej projekt.