Bogdan Rymanowski: Co rząd powinien zrobić po takim raporcie komisji spraw zagranicznych Parlamentu Europejskiego, raporcie, który wzywa polskich parlamentarzystów, polski rząd, aby zapewnili, żeby nowa ustawa o mediach w pełni zachowała niezależność mediów i ich pluralizm?

Włodzimierz Cimoszewicz: Zawsze w takiej sytuacji należy zapoznać się ze stanowiskiem, argumentami, racjami i na pewno tak się stanie również w tej sytuacji. Natomiast pewne zdziwienie budzi to, że w tych dyskusjach, także w głosach krytycznych, które z uwagą obserwujemy i które powinny być traktowane poważnie, podnosi się kwestię rzekomego zagrożenia dla niezależności mediów w naszym kraju. Przypomnijmy, że spór dotyczy rządowej propozycji ograniczenia prawa do koncentrowania prawa własności różnych środków przekazu w jednym ręku. Różnie można oceniać tę propozycję, ale przecież ona nie ma nic wspólnego z zasadą niezależności mediów i dziennikarzy.

Bogdan Rymanowski: Spór dotyczy także pewnego wzmocnienia kompetencji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wobec nadawców niezależnych.

Włodzimierz Cimoszewicz: No tak, ale jest to organ regulujący porządek w sferze mediów od wielu lat w naszym kraju i to jest na pewno dobry powód, czy przedmiot do profesjonalnej rozmowy ze wszystkimi zainteresowanymi, a nie do wystąpień politycznych. Ale powtarzam: nie bagatelizujemy tego, nie będziemy bagatelizowali. MSZ odgrywa w tym rolę niezaangażowaną bezpośrednio. My obserwujemy, informujemy kolegów w rządzie, czasami nasze placówki reagują na niektóre publikacje sprostowaniami. Nie jesteśmy pierwszoplanowym ministerstwem w tej sprawie.

Bogdan Rymanowski: Czyli pan raczej nie będzie namawiał premiera Leszka Millera, żeby wycofać się z poparcia projektu tego rodzaju ustawy. Czy ten raport ma jakieś znaczenie dla Polski na arenie międzynarodowej?

Włodzimierz Cimoszewicz: Nie należy go lekceważyć, skoro będzie to stanowisko Parlament Europejskiego, czyli tej instytucji, w której będą toczyły się debaty dotyczące przyszłości UE, rozszerzenia, a przecież jesteśmy tym zainteresowani.

Bogdan Rymanowski: Czy podoba się panu pomysł PiS-u, aby polscy negocjatorzy nie mogli przez 3 lata po zakończeniu negocjacji pracować w instytucjach Unii?

Włodzimierz Cimoszewicz: Przyznam się szczerze, ze po raz pierwszy o tym słyszę. Jestem za bardzo zapracowany, żeby słyszeć wszystkie pomysły. Wszystko jest do rozważenia, także to. W tym pomyśle jest zawarta oczywista czytelna aluzja ryzyka korumpowania naszych negocjatorów przez UE. Znając doskonale naszych negocjatorów, musze powiedzieć, że jest to dla nich ciężki kamień obrazy ze strony PiS-u. Jeżeli takie rozwiązanie systemowo miałoby być przyjęte, to pewnie nie miałbym nic przeciwko temu.

Bogdan Rymanowski: Mówi pan, że to jest kamień obrazy wobec naszych negocjatorów, ale zna pan na pewno wyniki badań sprzed kilku tygodni GFK Polonia. Zaufanie Polaków do negocjatorów jest przerażająco niskie, tylko 2 proc. ufa, a kolejnych 17 proc. raczej ufa naszym negocjatorom. Może więc warto przyjąć taki przepis?

Włodzimierz Cimoszewicz: My też nie lekceważymy wyników tych badań, notabene zamówionych przez Urząd Komitetu Integracji Europejskiej. Po drugie, poprosiłem aby zbadać tę kwestię głębiej, dlatego że chociaż z powagą traktuję te wyniki, to jestem nimi o tyle zaskoczony, że przecież przeciętny obywatel naszego kraju, poza głównym negocjatorem zapewne nie zna żadnego innego. Jak więc może wyrażać pogląd czy ma zaufanie do tych ludzi, czy nie, skoro ich nie zna i skoro ich pracy na codzień nie obserwuje. To jest raczej kwestia pewnej atmosfery wytworzonej wokół negocjacji, wokół rozmów z Brukselą, ogromnej podejrzliwości, nerwowości, emocji, jakie temu wszystkiemu towarzyszą. Ale powtarzam: nie lekceważę. Nie mam nic przeciwko mechanizmom zabezpieczającym, ale lepiej byłoby, żeby nie wzmacniać atmosfery niezasłużonej nieufności wobec naszych negocjatorów.

Bogdan Rymanowski: Czy takie sprawy, jak wygrana byłej firmy ministra Michała Tobera w przetargu na produkcję filmów promujących UE, pana zdaniem pomaga w dobrym odbiorze Unii przez ludzi, którzy nie są sympatykami SLD, a jeszcze mają wątpliwości czy w referendum głosować za, czy przeciw Unii?

Włodzimierz Cimoszewicz: Mam nadzieję, że z referendum to nie ma i nie będzie mieć nic wspólnego. To sa pytania, na które trudno jednoznacznie odpowiedzieć – mówię zupełnie szczerze. Jadąc do państwa czytałem dzisiejsze informacje prasowe, z których wynikało, że firma, która wygrała przetarg na te materiały, zaoferowała cenę mniej więcej 2-krotnie niższą od wszystkich pozostałych, więc z tego punktu widzenia wydawałoby się, że decyzja jest słuszna, ale biorąc pod uwagę, że jest to firma, z którą kilka lat temu związany był obecny rzecznik prasowy rządu, może to budzić kontrowersje. Czy żeby nie budziło kontrowersji trzeba było wybrać ofertę 2-krotnie droższą z pieniądze podatników? Każdy musi sobie indywidualnie odpowiedzieć na to pytanie.

Bogdan Rymanowski: Ale czy pana zdaniem, człowieka, który kilka lat temu zainicjował w Polsce akcję „czyste ręce”, istnieje tu konflikt interesów, czy nie?

Włodzimierz Cimoszewicz: Istnieje ryzyko konfliktu interesów. Czy istnieje konflikt interesów, tego nie można powiedzieć.

Bogdan Rymanowski: W Belwederze spotykają się dzisiaj szefowie dyplomacji krajów kandydujących do Unii. Po co? To taka dyplomatyczna kurtuazja? Czy to będzie przełomowe spotkanie?

Włodzimierz Cimoszewicz: To będzie znacznie ważniejsze spotkanie niż tylko kurtuazyjne. W końcu daje się zrealizować plan, z którym występowałem w listopadzie ubiegłego roku, kiedy chciałem doprowadzić do takiego spotkania w grudniu. Wtedy, w ostatniej chwili trzeba je było odwoływać, bo nie było potwierdzonej gotowości niektórych kolegów. Spotykają się ministrowie sprawa zagranicznych lub główni negocjatorzy tzw. Dziesiątki Lakeńskiej, a więc z 10 kandydatów, którzy w grudniu ubiegłego roku na szczycie Unii w Laken zostali określeni jako mający poważne szanse na wstąpienie w pierwszej kolejności do Unii. Naszym celem, poza wzajemnym poinformowaniem o problemach w negocjacjach, jest przede wszystkim sformułowanie naszych oczekiwań zarówno wobec obecnej prezydencji hiszpańskiej jaki i przyszłej prezydencji duńskiej w Unii i próba wypracowania wspólnego stanowiska dotyczącego niektórych istotnych reguł, konsekwencji finansowych rozszerzenia UE.

Bogdan Rymanowski: Czy po dzisiejszym spotkaniu może dojść do sojuszu wszystkich 10 krajów kandydujących wobec Brukseli w sprawie negocjacji?

Włodzimierz Cimoszewicz: Na poziomie podstawowych zasad, którym powinny odpowiadać rozwiązania finansowe – tak. Chodzi np. o to, jakie powinny być ramy, a więc łączne wydatki Unii, na rzecz nowych członków po rozszerzeniu. Chodzi o to, czy godzimy się z ryzykiem, że nowi członkowie mogą więcej wpłacać do kasy Unii niż n z niej dostawać. Oczywiście nie godzimy się i chcielibyśmy wszyscy dać temu wyraz, że opowiadamy się za zasadą równej konkurencji między producentami, w tym także między rolnikami z państw nowowstepujących a ich konkurentami w państwach należących obecnie do Unii. Jest kilka tego typu kwestii. Wreszcie kwestia bardziej może polityczna niż finansowa – jak wiadomo trwają prace Konwentu Europejskiego, który przygotowuje wizję przyszłości Europy. Dzisiaj w Unii dominuje taki pomysł, aby po zakończeniu prac konwentu zebrała się konferencja państw Piętnastki, która rozstrzygnie, podejmie decyzje. My chcemy im powiedzieć: państwa nowoprzyjęte powinny uczestniczyć w takiej konferencji i uczestniczyć w podejmowaniu decyzji o przyszłości Unii Europejskiej.

Bogdan Rymanowski: Jeśli dojdzie do przyjęcia takiego wspólnego stanowiska, to po podpisaniu go Bruksela będzie nas inaczej traktować?

Włodzimierz Cimoszewicz: To stanowisko na pewno będzie poważnie potraktowane jako uzgodnione przez 10 kandydatów po raz pierwszy w historii.

Foto: Marcin Wójcicki RMF Warszawa