W 2010 r. obowiązuje taka sama skala podatkowa jak w 2009 r. Takie same są kwoty kosztów uzyskania przychodu i limity ulg (wyjątkiem jest rosnący, ale tylko dla garstki ludzi, limit podatkowej ulgi odsetkowej). Można więc mówić o zamrożeniu podatków na poziomie z poprzedniego roku. Przy inflacji w praktyce oznacza to powolną podwyżkę podatków – pisze „Gazeta Wyborcza”.

Gdyby odmrożono kwotę wolną i próg podatkowy, zyskalibyśmy po kilka, kilkanaście, może kilkadziesiąt złotych rocznie. Wzrósłby też limit ulgi na dzieci uzależniony od kwoty dochodu wolnego od opodatkowania. I kwoty kosztów uzyskania. To oznaczałoby kolejne oszczędności.

Ministerstwo Finansów może tłumaczyć, że waloryzacji kwot podatkowych nie ma, bo mamy kryzys i kasa państwa jest pusta. To prawda, ale kryzys powoli się kończy, a w ustawie podatkowej nie ma mechanizmu waloryzacji progu, kwoty wolnej od podatku i kwot kosztów uzyskania przychodu. Zamrożenie może trwać i trwać – zaznacza gazeta.

Inne kraje mimo kryzysu waloryzują kwoty podatkowe, np. w Wlk. Brytanii kwota dochodu wolnego od podatku będzie wyższa niż rok wcześniej o 440 funtów. Co ciekawe, i u nas od mechanizmu waloryzacji nie odstąpiono - w przypadku podatków i opłat lokalnych.

Sprawia to, że co roku płacimy trochę więcej: • podatku od nieruchomości za działki, domy i mieszkania, • za wypoczynek w miejscowościach uzdrowiskowych, • za handel na targowiskach czy • za psa. Nie inaczej jest też w 2010 r. Maksymalne stawki podatków i opłat lokalnych podskoczyły o 3,5 proc.