Wpływy budżetowe są niższe niż przed rokiem, bezrobocie rośnie, a Polacy wstrzymują się z zakupami - alarmuje "Rzeczpospolita". Mamy powtórkę z lat 2001 - 2002, kiedy gospodarka potrzebowała dwóch lat, aby się pozbierać po załamaniu - wyjaśnia były minister finansów Mirosław Gronicki.

O 4 miliardy złotych mniej podatków wpłynęło do państwowej kasy w styczniu i lutym tego roku w porównaniu z tym samym okresem w 2009 r. Dochody z VAT, czyli najważniejszego podatku, spadły, biorąc pod uwagę inflację, o 6 proc. Tymczasem rząd planował na ten rok ich 8-procentowy realny wzrost. Co złego dzieje się z polską gospodarką? Ekonomiści są zgodni: kryzys jeszcze nie minął i spowolnienie ciągle trwa.

Zdaniem Mirosława Gronickiego, ujawnione wczoraj dane o budżecie państwa są bardzo niepokojące, bo świadczą o miernej aktywności polskiej gospodarki.

Ludzie przestali kupować - w styczniu konsumpcja spadła o ponad 1 procent. A to świadczy o tym, że ostrożnie podchodzą do tego, co może się wydarzyć - ich pensje wcale nie rosną w takim tempie jak dotąd, a strach przed bezrobociem nie minął. Nic dziwnego, skoro tylko w lutym liczba bezrobotnych wzrosła o około 50 tysięcy.

Na aktywność Polaków wpłynęła też zapewne sroga zima. Ludzie załatwiali mniej różnych spraw, mniej korzystali z usług - uważa prof. Andrzej Wernik z Akademii Finansów. Przeciągające się mrozy spowodowały też zastój w budownictwie i spadek produkcji o 5,4 proc. w porównaniu z grudniem ubiegłego roku.