Rządowy plan zmian w finansach publicznych ujrzał światło dzienne. Dokument, który został zaprezentowany na Politechnice Warszawskiej, jest zbiorem pobożnych życzeń i odległych planów. Ich efekty mają być oszałamiające. Konkretów jednak brakuje. Jedyny to deklaracja, że wydatki państwa będą mogły wzrastać zaledwie o jeden procent ponad inflację.

Zaproponujemy wprowadzenie reguły wydatkowej, zgodnie z którą nasze decyzje o wydawaniu pieniędzy nie będą przekraczały poziomu 1 proc. plus inflację przez najbliższe kilka lat. Będzie to nasze ustawowe ograniczenie - powiedział premier Donald Tusk. Zastrzegł, że w bieżącym roku wzrost wydatków będzie wyraźnie większy niż 1 proc.

Szef polskiego rządu zapowiedział także walkę ze zjawiskiem narastającego zadłużenia i wysokiego deficytu w Polsce. Jak dodał, jego rząd ma poczucie satysfakcji ze wzrostu gospodarczego w minionym roku, nie dlatego, że był on wielki, ale dlatego, że jest jedyny dodatni w Europie. Odniósł się w ten sposób do danych Głównego Urzędu Statystycznego, który poinformował, że Produkt Krajowy Brutto wzrósł w 2009 r. o 1,7 proc. po wzroście o 5 proc. w 2008 r.

Polska jest w momencie zwrotnym, co nie znaczy krytycznym, jeśli chodzi o pościg cywilizacyjny za najbardziej rozwiniętymi krajami świata - przyznał i od razu dodał: Z uporem przekonujemy wszystkich (…), że Polska staje się powoli - i doceniają to coraz bardziej inni - miejscem fenomenalnym na mapie gospodarczej świata.

Plan pokazany przez Tuska rozczarował ekonomistów. Nie podoba im się, że to głównie zbiór deklaracji i zamiarów. Mieliśmy bardziej do czynienia ze spotkaniem w klubie literatury, słuchając tutaj fragmentów Szekspira czy Andersena, a nie projektem, który ma dokonać przełomu cywilizacyjnego naszego kraju - ocenia Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.

Ekonomiści przyznają, że deklaracje idą w dobrym kierunku, ale nie wierzą, że uda się je zrealizować. Wszystko było łatwo zapisać i łatwo powiedzieć, ale to będzie niewiarygodnie trudne do wykonania - przewiduje profesor Witold Orłowski.

Główne zarzuty ekonomistów to brak propozycji zmian w systemie emerytalnym, a także rezygnacja z likwidacji KRUS-u. Wśród zalet wymieniają ograniczenie wydatków.

.