"Czas świąteczny jest dla nas okresem specjalnym i w związku z tym zawieszamy hasło kryzys" - mówi w rozmowie z Krzysztofem Berendą Leszek Melibruda, psycholog biznesu. "Głupio byśmy się czuli bez zaciskania pasa, ale tak naprawdę będziemy się w różny sposób usprawiedliwiać. Wiele osób czuje się usprawiedliwionych, bo to święta. Wiele osób nie zastanawia się i będzie zastanawiało się dopiero wtedy, kiedy trzeba będzie spłacać chwilówki czy kredyty" - dodaje.

Krzysztof Berenda: Panie doktorze, z badań wynika, że każda rodzina wyda na święta średnio 1280 złotych. Pytanie, jakim cudem? Przecież gdyby zapytać kogokolwiek na ulicy, to wszyscy mówią, że to chyba inni wydają, bo przecież nikt nie ma takich pieniędzy.

Leszek Melibruda, psycholog biznesu: Ale oczywiście, że tak, ponieważ przestajemy liczyć. Po drugie mamy poczucie, że karta kredytowa liczy za nas. My się tak naprawdę rozliczymy po Sylwestrze i dopiero się okaże, ile wydaliśmy. Interesujące jest to, że wiele osób, kiedy mówi się o takiej sumie zanim jeszcze ją wydadzą albo kiedy są w trakcie, deklaruje: "To jest niemożliwe, skąd. Ja wydam 200, 300 złotych". Zapominają, że to już trochę trwa, i że jeszcze chwilę potrwa, i że te wydatki rzeczywiście będą schodzić nierównomiernie. Ci, których stać, wydadzą więcej.

A jak to w ogóle jest, co się dzieje w naszych głowach? Mamy kryzys, wszyscy o tym wiemy, ale jak to jest? Czy jak mamy kryzys, to my zrobimy oszczędne święta, czy może ten raz w roku sobie odpuścimy i nie będziemy się przejmować?

Wierzy pan w kryzys? Myślę, że większość naszych słuchaczy też częściowo tylko wierzy. To managerowie głównie używają tego pojęcia.

No ale mamy bezrobocie wysokie, tak to wygląda.

Owszem, kryzys mamy w kieszeni: mało zarabiamy w stosunku do tego, co chcielibyśmy wydać i kupić - to po pierwsze. Po drugie, okres świąteczny jest dla nas okresem specjalnym i w związku z tym zawieszamy hasło "kryzys".

Czyli nie będzie zaciskania pasa?

No będzie, oczywiście dlatego, że głupio byśmy się czuli, byśmy się czuli jak "szastacze" kasy. Ale tak naprawdę to będziemy się w różny sposób usprawiedliwiać. Musimy jeszcze wujkowi kupić, musimy jeszcze coś dla brata, musimy jeszcze dla innych...

I w związku z tym będziemy się nawet nierozsądnie zadłużać? Jesteśmy gotowi, mamy większą skłonność do pożyczania pieniędzy niż inni?

Niektórzy z nas rzeczywiście ulegają tym pokusom chwilówek, krótkoterminowych kredytów. To jest bardzo niebezpieczna sprawa. Zwykle w takim amoku zakupów zapominamy, że po pierwsze, to trzeba zwrócić, a po drugie, zawsze z nawiązką. Ci, którzy zadłużają się za pomocą karty kredytowej, również dokonują magicznego działania mentalnego, że niby kiedyś tam spłacę. Mają mi zejść pieniądze, może babcia coś da pod choinkę...

To przeanalizujmy ten proces tak technicznie. Wchodzę do centrum handlowego, idę na zakupy. Gdzie są te pułapki na mnie pozostawiane przez handlowców? Gdzie oni chcą mnie naciągnąć na pieniądze?

Pierwszą pułapką jest karta. Jeżeli ktoś naprawdę musi oszczędzać, to niech wyjmie z tej karty w bankomacie i weźmie gotówkę. Gotówkę się inaczej wydaje niż pieniądze z karty, ponieważ uruchamiają się inne ośrodki mózgowe. Nie wiem czy pan słyszał, że kiedy się płaci gotówką, to uruchamia się nam wyspa. A wyspa jest zlokalizowana tam, gdzie jest ośrodek obrzydzenia i niechęci. W związku z tym jesteśmy w pewien sposób powściągliwi, jeśli chodzi o wydawanie żywej gotówki. Inaczej jest z kartą.

Po drugie, patrzymy na cenę oczywiście, bo jesteśmy bardzo oszczędni. Te ceny trzeba by dobrze przyuważyć, że tak powiem językiem młodzieżowym. Czasami są naklejki na naklejki. To niedawno Facebook pokazał, że jeden z wielkich supermarketów, sieciówek w Warszawie, nie zdążył dokładnie ponaklejać i te przeceny, które są okołoświąteczne wychodzi na to, że są droższe od tych cen, które były przed świętami. Następna sprawa to pośpiech i tłum. Są takie osoby, które to bardzo źle znoszą, chcą jak najszybciej skończyć zakupy, szczególnie mężczyźni. Warto jest przygotować się na to, że po pierwsze będzie tłum, po drugie warto jest wziąć karteczkę. Ta karteczka, powiedzmy sobie szczerze, dla 75 procent ludzi nie robi takiej różnicy, która by kontrolowała wydatki, bo się okazuje, że jak zobaczymy, że tu przecena 5 złotych, 4 zł no to pod choinkę, dobra, to jeszcze...

Czyli trzeba mieć jasny plan, jasną listę tego, co kupujemy, zabrać męża albo żonę i niech pilnują.

Jak zaczynamy kupować sąsiadom, których nie lubimy, to znaczy, że już jesteśmy uzależnieni i zakupoholicy.

Pytanie najtrudniejsze. Święta się skończyły, jak potem stanąć na nogi? Jakoś mamy się przygotować? Jaki uruchomić proces w głowie, żeby jednak potem stanąć na nogi, no, bo jednak portfel chyba każdy z nas będzie miał spustoszony.

Wiele osób czuje się usprawiedliwionych, bo to święta. Wiele osób nie zastanawia się i będzie zastanawiało się dopiero wtedy, kiedy trzeba będzie spłacać te chwilówki czy kredyty. Niektóre osoby, to są często osobowościowo uwarunkowane reakcje, już z chwilą zakończenia zakupów zaczynają się źle czuć, że tyle wydały. Co więcej, pogłębiają to złe samopoczucie poprzez obserwację reakcji tych, na których wydały, a więc otrzymują na przykład prezenty. Jak obdarowywani się za mało cieszą albo jak za mało nas chwalą... Zwróćmy uwagę, że w ten sposób potęguje się w nas frustracja. Czy jest jakieś szczepienie, antidotum przeciw temu? Po pierwsze, to jest dobrze zobaczyć, na ile się zadłużyliśmy, jeżeli zaczynamy mieć po nocach wyrzuty sumienia: "Co ja teraz zrobię?". Po drugie, warto jest nie męczyć się z tym samemu tylko z żoną, mężem, partnerem, partnerką po prostu przedyskutować to, jak to będziemy z tym sobie radzić.  Po trzecie trzeba pamiętać, że jest jeszcze sylwester, na który również popłyną pieniądze. Warto jest sobie ograniczyć te możliwości wydatków, ponieważ wiadomo, że przed godz. 12, a potem po wpół do 2 kieszenie zaczynają być bez dna i ludzie zaczynają stawiać i tak dalej, i tak dalej.