Amerykanie wybierają dziś swego czterdziestego trzeciego prezydenta. Nie są to wybory bezpośrednie, tak jak to jest na przykład w Polsce, ale na kandydatów do tak zwanego kolegium elektorskiego.

Wbrew pozorom, w Stanach Zjednoczonych prezydenta nie wybiera bezpośrednio każdy obywatel. Kandydat na prezydenta, który otrzymałby nawet i 90 procent głosów, niekoniecznie musi zostać głową państwa. O tym, kto będzie mieszkał w Białym Domu przez kolejne cztery lata, decyduje bowiem prawie miesiąc później Kolegium Elektorów. 6 listopada, w pierwszy wtorek miesiąca, Amerykanie nie głosują na kandydata ale na elektorów. Taką zasadę wymyślili autorzy amerykańskiej konstytucji, (jeszcze w XVIII wieku) kierując się myślą, że zwykły Amerykanin ma zbyt małą wiedzę by samodzielnie dokonywać wyboru głowy państwa. Ojcowie Konstytucji chcieli też by kandydaci na prezydenta starli się o szerokie poparcie w wielu stanach a nie tylko w tych najbardziej zaludnionych.

Zgodnie z tą zasadą, każdy stan wybiera swoich przedstawicieli (elektorów) a ci, z kolei zdecydują kto będzie prezydentem i wiceprezydentem. Każdy stan ma tylu elektorów ilu senatorów i członków Izby Reprezentantów. Senatorów jest zawsze dwóch ale liczba reprezentantów w Kngresie zależy od liczby ludności. Najmniejsze stany i Dystrykt Kolumbii mają więc po trzech elektorów, Kalifornia zaś 54. W sumie Kolegium liczy 538 elektorów. Klucz do Białego Domu Daje poparcie 270 z nich. Kolegium nigdy się nie zbiera: elektorzy głosują w grudniu, w stolicach swych stanów. Na początku stycznia głosy te liczone są w Waszyngtonie i ogłaszany jest zwycięzca. A co stanie się gdy będzie remis? Posłuchaj waszyngtońskiego korespondenta RMF FM, Grzegorza Jasińskiego albo zajrzyj do naszego "Kontenera wyborczego:

Głosować (na elektora) może każdy obywatel USA mieszkający w jednym z 50 stanów lub Dystrykcie Kolumbia. Jednak w przeciwieństwie do, na przykład, Polski, nie mogą głosować Amerykanie na stałe mieszkający za granicą.

foto EPA

08:40