Dyrektor generalny czeskiej telewizji Jirzi Hodacz nie chce ustąpić, a pracownicy utrzymują pogotowie strajkowe. Wiadomości nadal nadawane są w dwóch wersjach: kierowniczej i rebelianckiej.

O odwołaniu dyrektora miała zadecydować Rada do spraw Radia i telewizji, ale nie podjęła żadnej decyzji. Hodacz natomiast oświadczył: "Wezwanie parlamentu to nie jest nakaz i ja się do tego wezwania stosować nie muszę, ponieważ wybierała mnie rada a nie parlament". Rada nawet nie przystąpiła do głosowania o odwołaniu Hodacza i dyrektor generalny na stanowisku pozostał, ale nie pracuje. Po wyjściu ze szpitala ma L-4. Teraz przyszła znowu kolej na parlament, który musi najpierw odwołać starą radę, powołać nową i dopiero ta nowa może zmienić obecne kierownictwo. To wszystko wymaga czasu. Uchwałę parlamentu musi zatwierdzić Senat a później podpisać prezydent. Tak więc mimo wprowadzenia tzw. legislacyjnego stanu wyjątkowego proces ten może potrwać nawet do 40 dni.

Izba Deputowanych zbierze się za trzy dni, a Senat najwcześniej w przyszłym tygodniu. Potem prezydent ma jeszcze 30 dni na zastanowienie się czy uchwałę parlamentu podpisać.

10:45