Na europejskich giełdach wybuchła panika. Na parkietach od Londynu po Wiedeń, Pragę i Warszawę spadki wartości notowań wynoszą co najmniej cztery procent. Na niewiele zdały się obietnice polityków ratowania rynków finansowych i pompowanie w rynek olbrzymich pieniędzy. Dramatycznie potoczyły się wydarzenia na parkiecie w Moskwie. Tamtejszą giełdę zawieszono, bowiem już po pół godziny handlu indeksy straciły aż 11 procent swojej wartości.

Ogłaszane przez kolejne rządy plany ratunkowe dla systemów bankowych wywołują tylko chwilową poprawę nastrojów inwestorów. Do grona zwolenników interwencjonizmu dołączył rząd Wielkiej Brytanii, który planuje wpompować w system bankowy kraju aż 50 miliardów funtów. Zastrzyk gotówki ma uchronić rodzime banki przed upadkiem. Decyzja władz w Londynie musi jednak zostać zatwierdzona przez Komisję Europejską. Brytyjski rząd zamierza przejąć większościowe udziały w bankach, które szczególnie ucierpiały na skutek kryzysu. Oznaczałoby to ich połowiczną nacjonalizację. Ale według brytyjskiego Ministerstwa Finansów, takie posunięcie pozwoli wprowadzić większą stabilizację na rynku finansowym i uchroni giełdę przed dramatycznymi skokami wartości akcji. Wczoraj w ciągu jednego zaledwie dnia akcje niektórych brytyjskich kolosów bankowych spadły w granicach 40 procent.

Głównym celem brytyjskiego rządu jest jednak przywrócenie społecznego zaufania do istniejącego systemu bankowego, a to może okazać się niezwykle trudnym do wykonania zadaniem.

Polityki ratowania banków broni Günter Verheugen, komisarz Unii Europejskiej do spraw przemysłu. Kiedy płonie dom, w którym mieszkamy, musimy zrobić wszystko, by ugasić pożar - stwierdził w wywiadzie dla jednej z niemieckich gazet. Dodał, że w tak krytycznej sytuacji, trzeba sięgać po niekonwencjonalne metody, nawet nacjonalizację instytucji finansowych.