Postulaty szefów OFE w sprawie systemu emerytalnego, przedstawione podczas spotkania z premierem, to minireforma polegająca na zwiększeniu elastyczności i efektywności działania funduszy - uważa główny ekonomista BCC prof. Stanisław Gomułka.

Zobacz również:

To nie jest jakaś rewolucja. To szereg drobnych posunięć przy pozostawieniu centralnego rozwiązania, czyli dopływu środków ze składki ubezpieczeniowej do OFE na dotychczasowym poziomie - podkreślił Gomułka.

Oznacza to - jak zaznaczył - odrzucenie początkowych propozycji minister pracy Jolanty Fedak i ministra finansów Jacka Rostowskiego, którzy chcieli znacznie ograniczyć dopływ tych środków do OFE i praktycznie zburzyć reformę, którą wprowadził rząd Jerzego Buzka 11 lat temu.

Ta propozycja dwóch ministrów - jak się wydaje - została definitywnie odrzucona - powiedział.

Resort pracy przygotował zmiany w systemie emerytalnym, zgodnie z którymi do ZUS miałoby trafiać 16,5 proc. miesięcznej pensji pracownika, zaś do OFE 3 proc. (obecnie do ZUS trafia 12,2 proc. pensji, a do OFE 7,3 proc).

Minister w kancelarii premiera Michał Boni, który bronił początkowego rozwiązania, czyli reformy Buzka, przekonał premiera Donalda Tuska, że to, co jest wystarczające i wskazane, to minireforma, polegająca na drobnych posunięciach w ramach istniejącego systemu emerytalnego - dodał.

Główny ekonomista BCC podkreślił, że podczas spotkania z premierem szefowie OFE zwracali uwagę na duże znaczenie zwiększonej elastyczności w działaniu funduszy. Miałyby one polegać na tym, że OFE mogłyby przeznaczać więcej środków na zakup instrumentów bardziej ryzykownych, takich jak akcje przedsiębiorstw - powiedział.

Chodzi o to - jak wyjaśnił - by OFE mogły różnicować inwestowanie pieniędzy swoich klientów w zależności od ich wieku. W przypadku młodych osób, czyli takich, które będą otrzymywać emerytury dopiero za kilkadziesiąt lat - procent środków przeznaczanych na instrumenty ryzykowne mógłby być większy; jeśli chodzi o starszych klientów, którzy wkrótce będą emerytami, procent tych środków byłby mniejszy.

Te idee zmierzają generalnie w kierunku zwiększenia efektywności funkcjonowania OFE, a także stopy zwrotu uzyskiwanej przez te fundusze. Oznacza to większe możliwości inwestycyjne OFE, większą elastyczność w działaniu oraz mniejsze koszty, m.in. na akwizycje, czyli pozyskiwanie klientów za pomocą reklam - dodał.

Gomułka ocenił, że OFE przeznaczają na akwizycje na rynku wtórnym około 300 mln zł, a na pierwotnym około 200 mln zł. Dużą część tej sumy OFE mogłyby zaoszczędzić. Chodziłoby raczej o dostarczanie potencjalnym klientom informacji o funduszach. W czasach internetu istnieją tanie środki dostarczania tych informacji. Wojna między OFE o liczbę klientów nie jest potrzebna - zaznaczył.