Do dziesięciu osób odniosło obrażenia wczoraj wieczorem w następstwie eksplozji ładunku wybuchowego na stacji metra "Biełorusskaja-kolcewaja". Wśród poszkodowanych jest dwoje dzieci.

Nie wiadomo jeszcze na pewno ilu jest poszkodowanych, gdyż różne źródła podają różne liczby. Tuż po wybuchu informowano o ofiarach nie podając, czy chodzi o rannych czy zabitych. Agencja Interfax pisała o trzech osobach rannych. Wszystkie źródła są zgodne co do tego, że obrażenia poszkodowanych nie są ciężkie. Cztery osoby, jak podała agencja ITAR-TASS, w tym dwoje dzieci, skierowano na badania do szpitala - nie karetką, lecz tramwajem. Pozostałym, którzy mają lekkie oparzenia i zranienia odłamkami marmuru z uszkodzonej przez wybuch ściany stacji, lekarze udzielili pomocy na miejscu.

Co się stało?

Atak nastąpił wczoraj po godzinie 17. Na stacji została uszkodzona marmurowa ściana. Specjaliści federalnej służby bezpieczeństwa nie wykluczają ataku terrorystycznego, ale mogło to być zwykłe chuligaństwo. Rzeczywiście ucierpiało 10 osób – to nie wiele jeśli pod uwagę wziąć fakt, że w tym właśnie czasie mieszkańcy Moskwy wracają z pracy do domu i stacje metra przepełnione są ludźmi. Na dodatek rany są lekkie. Według informacji lekarzy to raczej zadrapania. A dzieci zostały tylko ogłuszone eksplozją. Ładunek wybuchowy, to kostka trotylu lub bardzo silna wojskowa petarda, był pozostawiony w zwykłej torbie pod ławką na peronie stacji. Jak mówią pasażerowie huk wybuchu nie był zbyt silny, ale kilka osób i tak zgłosiło się do szpitala uskarżając się na częściową utratę słuchu. Metro już kursuje, lecz nie zatrzymuje się na tej stacji. W sierpniu ubiegłego roku w eksplozji w przejściu podziemnym w centrum Moskwy zginęło 13 osób. Rok wcześniej fala zamachów bombowych, przypisywanych przez Moskwę czeczeńskim separatystom, pochłonęła w rosyjskich miastach niemal 300 ludzkich istnień.

00:10