Rośnie w Polsce liczba osób tworzących dzieła, nie są to jednak – jak na Zachodzie – pisarze, artyści i naukowcy, lecz sprzątacze, budowlańcy, kelnerzy, ankieterzy i nauczyciele akademiccy. ZUS za to ściga. Przedsiębiorcy są wściekli.

"Dziełem" jest nad Wisłą "koncert" i "wykład na uczelni", ale bywa też "czystość lokalu" oraz "ułożenie towaru w magazynie". Autorami są  - odpowiednio - sprzątaczka i operator wózka widłowego.

Podobną "twórczość" uprawiają już regularnie setki tysięcy Polaków, przy czym dla wielu jest to jedyne źródło dochodu. Bez prawa do L-4, urlopu i emerytury.

Zdaniem ZUS oraz największych central związkowych - to patologia, a jej powodem jest to, że od umów o dzieło nie trzeba płacić składek na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne; twórcom przysługują też wyższe koszty uzyskania przychodu, co oznacza niższe podatki.

Zatrudniając ludzi w ten sposób, przedsiębiorcy (ale i uczelnie) mocno obniżają swoje koszty.

Więcej przeczytacie w "Dzienniku Polskim".