Rząd przyjął budżet na 2015 rok. Ministerstwo Finansów planowało deficyt w wysokości 46 mld 80 mln zł, dochody na poziomie 297 mld 252 mln zł 925 tys. zł, a wydatki - 343 mld 332 mln 925 tys. zł. Zgodnie z projektem wzrost PKB ma wynieść 3,4 proc., a średnioroczna inflacja - 1,2 proc.

W planach rząd przyjął, że przeciętne wynagrodzenie brutto w gospodarce w przyszłym roku wyniesie 3 tys. 959 zł, a w sektorze przedsiębiorstw 4 tys. 185 zł. Założono, że w gospodarce będzie zatrudnionych 9 mln 754 tys. osób, z tego 5 mln 591 tys. osób w sektorze przedsiębiorstw. Stopa bezrobocia na koniec przyszłego roku ma wynieść 11,8 proc. Średnioroczny kurs euro ma wynieść 3,98 zł, a dolara 2,92 zł.

Zgodnie z konstytucją rząd musi ostatecznie przekazać projekt budżetu do Sejmu do końca września.

To zdecydowanie budżet przedwyborczy, ale też antykryzysowy - twierdzą ekonomiści pytani o komentarz przez naszego dziennikarza Krzysztofa Berendę. Rząd chętniej chce wydawać pieniądze - dodają. Specjaliści zwracają uwagę na bardzo wysoki deficyt zaplanowany przez ministra finansów na ponad 46 miliardów złotych.

Politycy dają sobie możliwość zadłużenia państwa, żeby sfinansować przedwyborcze obietnice: dodatkowe podwyżki emerytur i wyższe ulgi na dzieci.

Z drugiej strony strony, wysoki limit dopuszczalnego zadłużenia, pomoże nam w razie niespodziewanych kłopotów takich jak kryzys na Ukrainie, czy konflikt na Wschodzie.

Będziemy mieli na to dodatkowe pieniądze - tłumaczy ekonomista Ryszard Petru. Chodzi np. o wydatki na naszą armię, ale oby do takiej sytuacji nie doszło - podkreśla. 

(ug)