Najpierw miesiącami czekają na zabiegi, operacje oraz wizyty w przychodniach, ale kiedy przychodzi termin - nie zgłaszają się do szpitala. Według statystyk gorzowskiego szpitala wojewódzkiego problem dotyczy aż 20 procent pacjentów. Ich postępowanie wydłuża i tak gigantyczną już kolejkę oczekujących na specjalistyczne zabiegi.

zdjęcie ilustracyjne /Marcin Czarnobilski /Grafika RMF FM

Długie kolejki do zabiegów, operacji, czy wizyt w przychodniach to nie tylko efekt niewydolnego systemu ochrony zdrowia. Problem pacjentów, którzy nie zgłaszają się na wyznaczone wiele miesięcy wcześniej zabiegi dotyczy wielu szpitali w Polsce. My jesteśmy gotowi, nasz personel czeka, ponosimy koszty, co więcej nie możemy skrócić okresu oczekiwania na operacje innych pacjentów, a wszystko przez osoby, które nie informują nas o tym, że nie będą mogli pojawić się w szpitalu w wyznaczonym terminie - mówi Robert Surowiec wiceprezes Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie Wielkopolskim, który apeluje, by zawsze informować o planowanej nieobecności.

W sytuacji, gdy kolejki są bardzo długie - sami dzwonimy do pacjenta, by upewnić się czy pojawi się w szpitalu w dniu zabiegu. Gdy wiemy, że nie przyjdzie - możemy na jego miejsce umówić inną osobę. Jednak nie jesteśmy wstanie wszystkich obdzwonić. Musielibyśmy zatrudnić dodatkowych pracowników, którzy zajmowaliby się tylko tym - dodaje.

Bywają pacjenci, którzy zgłaszają swoją nieobecność już po terminie, w którym powinni pojawić w szpitalu. Gdy dowiadują się, że teraz na zabieg będą musieli czekać kolejne kilka miesięcy - są oburzeni - mówi Surowiec.

Przez lekkomyślne postępowanie pacjentów, szpitale ponoszą spore straty finansowe. Przygotowanie sali operacyjnej do jednego zabiegu to koszt rzędu kilku tysięcy złotych. Ponadto, lecznice mogą mieć też problemy z realizacją kontraktu NFZ, gdyż część operacji musi być przenoszonych na następne miesiące.

(mc)