Miłość wbrew wszystkiemu nie rodzi się w sercu a w mózgu. Jakie są chemiczne składniki eliksiru miłości? O tym z biochemikiem z bydgoskiego Collegium Medicum rozmawiała reporterka RMF MAXXX Monika Jendrzejewska.

Miłość dla poetów jest natchnieniem, dla nieszczęśliwie zakochanych źródłem cierpienia, a dla romantyków sensem istnienia. Dla biochemika jest sekwencją procesów zachodzących pod wpływem neuroprzekaźników, które powodują w organizmie reakcję taką samą... jak zażycie kokainy. Niemniej miłość dla nauki pozostaje tajemnicą.

Monika Jendrzejewska, RMF MAXXX: Czym dla biochemika jest miłość?

Marek Jurgowiak: Miłość to wielka tajemnica. Ukułem na własne potrzeby takie motto, że miłość, opisywana nawet jako formuła chemicznych interakcji i zależności, nadal pozostaje nieodgadniona w swojej tajemnicy, początku i trwania. Miłość na ogół utożsamiamy z sercem. A rzeczywistość jest taka, że miłość to mózg.

Co się zatem dzieje w mózgu, kiedy spotykamy osobę, która nam się podoba?

Spotykamy kogoś i reagujemy w przedziwny sposób. Pojawia się zakochanie albo to, co nazywamy chemią. Nasze ciała wydzielają delikatne cząsteczki zwane feromonami, wyczuwalne przez nas. Molekułą zakochania jest dopamina - hormon wydzielany w naszym mózgu w istocie czarnej. I dopamina jest takim hormonem, który jest zwany hormonem szczęścia. Oczywiście ludzki mózg to miliardy komórek nerwowych. Potrzeba wielu neuroprzekaźników, tak zwanych mediatorów, żeby ten układ nerwowy sprawnie funkcjonował. Dopamina też jest takim hormonem. Kiedy wydziela się, odczuwamy niebywałe szczęście i przyjemność.

Taki człowiek zaczyna zachowywać się, jakby był pod wpływem narkotyków?

Właśnie. Nawet irracjonalnie można powiedzieć. To, że jesteśmy pod wpływem dopaminy, nie zawsze dowodzi, że jesteśmy zakochani. Dopamina jest też wydzielana np. po zażyciu kokainy. Wyrzut dopaminy powoduje podobne stany euforyczne i czyni z nas osoby bezkrytyczne wobec tych, w których się zakochujemy.

I nie dość, że patrzymy przez różowe okulary, to jeszcze mamy klapki na oczach.

No właśnie! Dopamina zalewa nam mózg i jesteśmy bezkrytyczni. Tak naprawdę taką molekułą miłości jest fenyloetyloamina. To substancja, która wywołuje stan bliski euforii. Jej działanie wywołuje miłosny stan uniesienia, wprowadza nas w taki narkotyczny trans, ale nie jest dla nas żadnym szkodliwym czynnikiem. Jest po prostu neurotransmiterem.

Dlaczego jedni nam się podobają, a inni nie?

Jeśli mówimy, że między dwojgiem ludzi jest chemia, to chodzi o feromony, czyli te cząsteczki, które zmysłem węchu odczuwamy i każdy z nas inne feromony wydziela. To jest ta pierwsza reakcja, pierwsze zbliżenie. Kiedy już coś poczujemy do danej osoby, to mózg zalewają wspomniane hormony czyli dopamina i fenyloetyloamina. Na tym nie koniec. Po tych dwóch hormonach przychodzi czas na noradrenalinę. Bardzo podobną do adrenaliny. Noradrenalina też jest składnikiem kompozycji receptury miłości. Powoduje, że działamy bardzo energicznie - podwyższa się ciśnienie krwi, następuje wyrzut glukozy do krwi, zyskujemy nową energię i mamy wrażenie, że rzeczywiście potrafimy przenosić góry.

I potrafimy przez wiele godzin rozmawiać z ukochaną osobą i się nie nudzimy.

Tak. Słyszy się, że ktoś rozmawia z ukochaną osobą trzy godziny i rozmowa nie ma końca. Mamy siłę, energię, mamy doping w postaci noradrenaliny. Później przychodzi jednak pora na kolejne hormony. Zaczynają nas wspomagać endorfiny, dwa hormony - wazopresyna i oksytocyna.

Co one powodują?

Po euforycznym stanie, kiedy mózg mieliśmy zalany dopaminą fenyloetyloaminą, kiedy zadziałała noradrenalina, przychodzi czas na trwanie tej miłości - na jej kontynuację. I tu do głosu dochodzi właśnie wazopresyna i oksytocyna. To bardzo nieduże hormony. Ciekawe jest to, że oksytocyna pojawia się podczas seksu i podczas karmienia piersią. Wzmaga odczuwanie czułości. Po tym stanie euforycznym przychodzi więc pora na czułość, na zaangażowanie. I tutaj waśnie do głosu dochodzą endorfiny. Wazopresyna to z kolei hormon monogamii. Gdy wazopresyny brakuje, związek jest zagrożony.

Ile czasu musi minąć, by zaczęły się wydzielać oksytocyna i wazopresyna?

Kolejność jest taka: dopamina, fenyloetyloamina, noradrenalina, później endorfiny. Dla każdego czas trwania i rozwoju miłości jest indywidualny. Ale kolejność jest mniej więcej taka. Po kilku latach związku następuje czas oksytocyny, czyli czas czułości. Można zatem podsumować, że o ile fenyloetyloamina to początek miłości, o tyle oksytocyna i wazopresyna warunkują trwanie tej miłości.

Dlaczego w takim razie związki się rozpadają?

Na początku jesteśmy bezkrytyczni wobec kochanej osoby, działamy bardzo energicznie, jesteśmy pobudzeni. Później, po latach oswajamy się z bytnością z ukochaną osobą. Do głosu dochodzą endorfiny - wazopresyna i oksytocyna. Poziom hormonów ma tu decydujące znaczenie. Wazopresyna to hormon monogamii, gdy występuje w wysokim stężeniu we krwi. Różne stężenia tego hormonu we krwi sprawiają, że różnie też później postępujemy w trakcie trwania miłości. Natomiast oksytocyna to czas czułości. Im więcej oksytocyny krąży we krwi, tym większą czułość okazujemy - tak jak matka karmiąca piersią, w której organizmie wydziela się duża ilość oksytocyny.

Co można zrobić, żeby podtrzymać ogień w związku z punktu widzenia biochemii?

Wiemy, że jedzenie czekolady powoduje wydzielanie, czy pojawienie się fenyloetyloaminy w organizmie. Fenyloetyloamina jest obecna w czekoladzie, choć pochodząca z tego źródła rozkładana jest w organizmie szybciej. To tak pół żartem pół serio, bo przecież jedzeniem czekolady nie wyzwolimy w sobie stanu miłości. Na trwałość związku ma wpływ na pewno doświadczenie. To bardzo ważna rzecz, bo uczymy się kochać, uczymy się miłości. Ważne jest też budowanie - budowanie relacji, budowanie miłości, ciągła walka o tą miłość.

Mimo że potrafi pan rozłożyć miłość na chemiczne czynniki pierwsze, to jednak traktuje ją pan jako wielką tajemnicę.

Tak. Gdyby nie to, nie byłoby tych wszystkich pięknych książek, literatury, tych wszystkich piosenek. Podobno wszystkie piosenki są o miłości, jeśli się ich dobrze posłucha. Wiec miłość jest czymś, co mocno w naszym życiu tkwi. Bo wszyscy mówimy o pragnieniu miłości, o tym, że pragniemy odczuwać miłość, że chcemy kogoś bliskiego. Miłość jest niezwykle ważna, ale jednocześnie jest ogromnym bodźcem dla rozwoju sztuki, kultury, literatury, muzyki.

* Marek JURGOWIAK, adiunkt w katedrze Biochemii Klinicznej Collegium Medicum w Bydgoszczy