15-letnia mieszkanka Islandii wywalczyła w sądzie prawo do... legalnego używania swojego imienia, które nie figurowało w oficjalnym rejestrze. Do tej pory Blaer Bjarkardottir była określana w urzędowych dokumentach jako "dziewczyna".

REKLAMA

Decyzja sądu w Reykjaviku podważa wcześniejsze stanowisko islandzkich władz, które twierdziły, że imienia, nadanego dziewczynie przez matkę, nie można uznać za "odpowiednie żeńskie imię". Blaer po islandzku oznacza lekką bryzę.

Jestem bardzo szczęśliwa. Wreszcie będę miała imię Blaer w paszporcie - mówiła nastolatka. Dodała, że lubi swoje imię, a kłopot sprawia jej ono jedynie w kwestiach urzędowych.

W Islandii imiona, które można nadać dziecku, są ściśle określone - muszą być zgodne z islandzką gramatyką i wymową. Z tego powodu imiona takie jak Carolina czy Christa są wykluczone, ponieważ litera "c" nie występuje w islandzkim alfabecie. Nazwiska natomiast tworzy się od imienia rodzica, zazwyczaj ojca.

Matka nie wiedziała, że imienia dla córki nie ma w rejestrze

Orzeczenie sądu oznacza, że także inne dziewczynki będą mogły nosić imię Blaer. Komisja ds. nadawania imion argumentowała, że wbrew regułom języka islandzkiego to imię, używane przez bohaterkę jednej z powieści islandzkiego noblisty Halldóra Laxnessa, łączy się z męskim rodzajnikiem.

Matka dziewczyny, Bjork Eidsdottir, w jednym z wywiadów prasowych tłumaczyła, że nie wiedziała, iż wybrane przez nią imię nie figuruje w rejestrze. Dodała, że znała jedną Blaer, której imię zostało zaaprobowane w 1973 roku.

Oficjalny rejestr obejmuje 1712 imion męskich i 1853 imiona żeńskie. Władze tłumaczą, że spis ma oszczędzić dzieciom późniejszych upokorzeń związanych z nieposkromioną pomysłowością niektórych rodziców. Jeśli żadne z wyszczególnionych imion nie odpowiada rodzicom, mogą oni zwrócić się do specjalnej komisji o zatwierdzenie własnej propozycji.

(bs)