Były prezydent Niemiec szuka spokoju ducha w klasztorze - informuje lokalna prasa. Christian Wulff podał się do dymisji w lutym po tym, jak prokuratura wystąpiła z wnioskiem o uchylenie mu immunitetu w związku z podejrzeniami o korupcję.

Niemieckie media donoszą, że Wulff spokoju i odpoczynku szuka w... klasztorze. Był prezydent pozostaje w ogniu krytyki po tym, jak okazało się, że mimo formalnego ustąpienia z urzędu, nie ma zamiaru zrezygnować z biura i samochodu.

Czwartkowe uroczyste pożegnanie przez kampanię reprezentacyjną Bundeswehry i orkiestrę wojskową, miało być tylko przerwą w jego pobycie w klasztorze. Prawdopodobnie odchodzący prezydent wykorzystuje też pobyt u zakonników na podreperowanie zdrowia. Miesiąc temu trafił do szpitala z powodu problemów z nerkami.

Niemiecka prasa nie informuje, w którym klasztorze przebywa Christian Wulff. Gdyby informacja ujrzała światło dzienne, prawdopodobnie nie zaznałby spokoju. Podczas uroczystego pożegnania w ogrodach zamku Bellevue w Berlinie, wyposażeni w wuwuzele demonstranci próbowali zagłuszyć ceremonię.

Christian Wulff podał się do dymisji 17 lutego po tym, jak niemieckie media doniosły o jego podejrzanych interesach z biznesmenami. Skandal wybuchł w grudniu zeszłego roku, gdy dziennik "Bild" ujawnił, że kilka lat temu Wulff pożyczył pół miliona euro na korzystnych warunkach od żony znajomego przedsiębiorcy, co zataił przed parlamentem Dolnej Saksonii. W kolejnych tygodniach media publikowały coraz to nowe historie o tym, że Wulff chętnie korzystał z zaproszeń do posiadłości zamożnych przedsiębiorców, oferowanych mu rabatów na samochody czy darmowych biletów lotniczych.

W 2007 r. Wulff spędził urlop w luksusowym hotelu na wyspie Sylt na zaproszenie producenta filmowego Davida Groenewolda. Land Dolna Saksonia przyznał Groenewoldowi poręczenia kredytowe, z których ten potem jednak nie skorzystał.