7-letnią dziewczynkę, która na początku lipca po wypadku w warsztacie samochodowym straciła znaczną część skóry głowy z włosami, czeka długie leczenie. Lekarze są jednak dobrej myśli.

W warsztacie w okolicach Bielska-Białej długie włosy dziewczynki wkręciły się w podnośnik hydrauliczny, zrywając je z głowy wraz ze skórą. Lotnicze Pogotowie Ratunkowe przetransportowało ją do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka (GCZD) w Katowicach. Tamtejsi lekarze poprosili o pomoc specjalizujących się w zabiegach rekonstrukcyjnych chirurgów z Instytutu Onkologii w Gliwicach, którzy przyszyli dziecku zerwaną skórę. Niestety, wszczep się nie przyjął i trzeba było go usunąć.

Zdecydowało o tym prawdopodobnie to, że skalp był uszkodzony przez maszynę, część naczyń była zmiażdżona. Po jego usunięciu pojawił się kolejny problem - infekcja grzybicza tej rany. Badania mikrobiologiczne wykazały, że były to grzyby bytujące właśnie w warsztatach samochodowych. Leczenie było trudne, bo okazały się wrażliwe tylko na jeden specjalistyczny antybiotyk. Był moment, że obawialiśmy się o życie dziewczynki, na szczęście zażegnaliśmy ten kryzys - powiedział PAP lekarz kierujący oddziałem chirurgii i urologii w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka dr hab. Tomasz Koszutski.

7-latka dopiero w ostatnich dniach opuściła katowicki szpital. Jej dalsze leczenie to długotrwały i skomplikowany proces. Lekarze zastosowali "sztuczną skórę" - materiał na bazie kolagenu zwierzęcego, który wgoił się w jej organizm. Będzie stanowił rusztowanie, na które lekarze planują przeszczepiać własne włosy dziewczynki. Żeby namnożyć materiał do przeszczepów, zastosują prawdopodobnie ekspandery w miejscach, gdzie dziecko wciąż ma włosy - po bokach i na potylicy. Stamtąd będą następnie pobierane i przeszczepiane w miejsce ubytku.

Leczenie, w którym cały czas biorą udział lekarze z zespołu prof. Adama Maciejewskiego z Gliwic, odbywa się we współpracy z chirurgiem plastycznym. To będzie bardzo czasochłonny i pracochłonny proces liczony w miesiącach, a może nawet latach, ale jesteśmy dobrej myśli. Wierzymy, że uda się temu dziecku przywrócić normalny wygląd - podkreślił Tomasz Koszutski.

Zarówno dziewczynkę, jak i jej rodziców objęto w GCZD pomocą psychologiczną.

(m)