TOP 50 Albumów 2015 roku!

Dodano: Środa, 30 grudnia 2015 (12:11)


 RMF24
50. Howling - Sacred Ground. Jeden z najspokojniejszych albumów tego roku. Widać konsekwencję chilloutową, ale można przewidywać, że następne albumy Howling pójdą w stronę dance'u. / fot. RMF24
 RMF24
49. Tobias Jesso Jr. - Goon. Kanadyjski album i tę Kanadę tu słychać: przestrzenie, dużo miejsca na oddech. I nieprawdopodobną melancholię. / fot. RMF24
 RMF24
48. Jamie Woon - Making Time. Drugi studyjny krążek brytyjskiego wokalisty z pogranicza r&b, soulu i elektroniki. Do debiutu mu daleko, ale wciąż jest przyzwoicie. / fot. RMF24
 RMF24
47. Shamir - Ratchet. Brzmi, jakby nagrał go maniak gier komputerowych i fan lat dziewięćdziesiątych. Shamir będzie jeszcze kiedyś wielką gwiazdą, na razie ma 21 lat i tym krążkiem zapracował, by znaleźć się w tym zestawieniu. / fot. RMF24
 RMF24
46. The Airborne Toxic Event - Songs of God and Whiskey. Amerykański skład spod szyldu indie-rocka. Wydawało się, że lata świetności mają za sobą, tymczasem ich ostatni krążek to naprawdę dopieszczony produkt. / fot. RMF24
 RMF24
45. Kortez - Bumerang. Ma 26 lat, pochodzi z Krosna i tego roku rozpalił serca nad Wisłą: trochę balladowym rockiem, trochę alternatywą, trochę poezją śpiewaną. Jest naprawdę pięknie. / fot. RMF24
 RMF24
44. Deerhunter - Fading Frontier. Grają razem piętnaście lat. I kiedy już prawie wydawało się, że nigdy nie wydadzą krążka wybitnego, pojawił się ten: zawierający rocka alternatywnego w zupełnie świeżej odsłonie. / fot. RMF24
 RMF24
43. Jono McCleery - Pagodes. Patent na tę płytę był bardzo prosty: wziąć znane i wyczerpane do granic możliwości dźwięki prostych instrumentów i ułożyć je w tak zaskakującej kolejności, by wyszło fenomenalnie melancholijne dzieło. / fot. RMF24
 RMF24
42.Deafheaven - New Bermuda. Jeśli komuś wydawało się, że black metal jest już passé, srogo się pomylił. Ten młody amerykański zespół udowadnia właśnie, że wciąż można tworzyć melodyjne i spójne, ale cały czas ciężkie brzmienia. / fot. RMF24
 RMF24
41. Waxahatchee - Ivy Tripp. Poprzedni album tej indie-folkowej wokalistki trafił do tego zestawienia dwa lata temu. Jeśli będzie w takiej formie przez kolejne lata, to jej dyskografia będzie jedną z najspójniejszych w historii muzyki. / fot. RMF24
 RMF24
40. Wolf Alice - My Love Is Cool. Pod rockową przykrywką tego krążka czają się niepokojąco doskonałe naleciałości popowe. Nie szkodzi: słucha się tego perfekcyjnie. / fot. RMF24
 RMF24
39. Julia Holter - Have You in My Wilderness. To wielkie zaskoczenie tego roku: barokowy pop, który pozornie może kojarzyć się z kiczem, ale w tym wydaniu jest naprawdę wyjątkowy. / fot. RMF24
 RMF24
38. Panda Bear - Panda Bear Meets the Grim Reaper. Członek Animal Collective stworzył album, który jedni uznają za objawienie roku, inni za kolejny indie-rockowo-elektroniczny album. Nie zmienia to faktu, że jest on jednym z najciekawszych tego roku. / fot. RMF24
 RMF24
37. Bill Ryder-Jones - West Kirby County Primary. Krążek tego młodego Brytyjczyka przypomina brzmieniem jakieś ciepłe i długie wieczory nadbałtyckich wojaży. Bardzo przyjemne wieczory. / fot. RMF24
 RMF24
36. Kurt Vile - b'lieve i'm goin down… Piękny folk, może nawet momentami country. Ale nie wypchane plastikiem, tylko z krwi i kości podszyte rockiem. Poczciwe wydawnictwo. / fot. RMF24
 RMF24
35. James Place - Living on Superstition. Krążek uważany za jeden z najbardziej eksperymentalnych tego roku. Dziwny, z pozoru niedoskonały, momentami drażniący. A jednak okrutnie wciągający. / fot. RMF24
 RMF24
34. Archy Marshall - A New Place 2 Drown. Minimalistyczne brzmienia elektro, kolejne zresztą tego roku stworzone przez angielskiego 20-latka. Wieje sukcesem w przyszłości. / fot. RMF24
 RMF24
33. Ought - Sun Coming Down. Ta kanadyjska grupa post-punkowa święciła gigantyczne triumfy w świecie alternatywy swoim zeszłorocznym krążkiem. Ten najnowszy bije poprzedni na głowę. / fot. RMF24
 RMF24
32. Tame Impala - Currents. Wszędzie wszyscy rozpisują się nad pscyhodelicznymi dźwiękami z tego krążka, choć tak naprawdę nie ma tu bóg wie jakich wygibasów. Jest po prostu… dość oryginalnie. / fot. RMF24
 RMF24
31. A$AP Rocky - AT.LONG.LAST.A$AP. Drugi krążek nowojorskiego rapera, który wpisuje się powoli w kanon klasyków rodem z Harlemu. Z dźwięku na dźwięk jest coraz przyjemniej. / fot. RMF24
 RMF24
30. Swim Deep - Mothers. Jeśli powiedziałbym, że nie ma tu niczego zaskakującego, to ktoś spytałby, dlaczego ten krążek jest w zestawieniu. Otóż odnosi się wrażenie, że mało które wydawnictwo tego roku było tak przemyślane. / fot. RMF24
 RMF24
29. Ducktails - St. Catherine. Ten indie-rock rodem z New Jersey można śmiało nazywać ostatnim bastionem amerykańskiego hipsterstwa. Ale to komplement, a nie jawne wyśmiewanie. / fot. RMF24
 RMF24
28. Lapalux - Lustmore. Owoc chorej wyobraźni kogoś mocno zakochanego w porysowanych płytach winylowych z lekko kiczowatą elektroniką. Są miejsca, że boli w uszy tak bardzo, aż uzależnia. Nieprawdopodobne. / fot. RMF24
 RMF24
27. Stereophonics - Keep The Village Alive. W tym zestawieniu są prawdziwymi dziadkami: grają ze sobą od 1992 roku. Walijska grupa rockowa udowadnia jednak, że jeszcze nieraz położą młodych na łopatki. / fot. RMF24
 RMF24
26. Chvrches - Every Open Eye. Synth pop z najwyższe półki. Chvrches stali się już żyjącymi legendami muzyki okołoelektronicznej. W dodatku pokazują, jak bardzo dobrze wychodzi im łączenie ze sobą gatunków. / fot. RMF24
 RMF24
25. Florence and the Machine - How Big, How Blue, How Beautiful. Porządne dzieło supergrupy, której nikomu przedstawiać nie trzeba. Mogli być jeszcze wyżej w tym zestawieniu, bo ten krążek to prawie ideał: ale mieli naprawdę mocną konkurencję. / fot. RMF24
 RMF24
24. Susanne Sundfør - Ten Love Songs. Muzyka tej norweskiej wokalistki nazywana jest przez niektórych artpopem, przez innych po prostu elektroniką. Jakkolwiek by tego nie nazywać, jest tak, jak w przysłowiu: i do tańca i do różańca. / fot. RMF24
 RMF24
23. Alabama Shakes - Sound & Color. Nie wiadomo co siedzi w głowach tego amerykańskiego składu, bo blues-rock, który do tej pory nie był do końca przemycalny do mainstreamu, dzięki nim brzmi jak szeroko pojęte hity. / fot. RMF24
 RMF24
22. James McMurtry - Complicated Game. Bardzo obszerny temat, jakim jest coutry, to jego konik. McMurtry znany jest od lat, najnowsze wydawnictwo to już dziewiąty jego studyjny krążek: w dodatku brzmi, jak szklaneczka dobrego whisky i dym z cygara. / fot. RMF24
 RMF24
21. Brolin - The Delta. Dla alternatywnej części publiczności ten krążek urósł już tak bardzo, że jest dla nich tym, czym dla ryb woda. Elektronika miesza tu się z jakimiś indie balladami, czemu naprawdę trzeba chylić czoła. / fot. RMF24
 RMF24
20. James Bay - Chaos And The Calm. Wylansował w tym roku ogromny hit, "Hold Back The River", ale pora zaufać tym, którzy mówią, że reszta albumu jest jeszcze sto razy lepsza. / fot. RMF24
 RMF24
19. Chasing Grace - Nowhere Near Old Enough. Folkowo-rockowe brzmienia przypominają tu nieco Mumford & Sons, ale sto razy świeższe i jeszcze bardziej energiczne. Uwaga! Ładuje optymizmem. / fot. RMF24
 RMF24
18. Kendrick Lamar - To Pimp A Butterfly. Poprzedni album tego młodziutkiego rapera, "Good Kid, M.A.A.D City", jest już prawdziwą legendą. Ten potwierdza tylko klasę artysty. / fot. RMF24
 RMF24
17. Halsey - BADLANDS. Brzmi odrobinę jak lepsza wersja Ellie Goulding: jest od niej niewiele młodsza, ma nieco podobny wokal, ale pomysłowością tego krążka wyprzedza wyżej wymienioną o lata świetlne. / fot. RMF24
 RMF24
16. Robot Koch - Hypermoment. Wokalu tu jak na lekarstwo, ale i tak brzmi ten album jak jakieś magiczne wyznania i zaklęcia. Fascynująca przygoda z elektroniką i chyba najlepsza reklama syntezatorów tego roku. / fot. RMF24
 RMF24
15. Björk - Vulnicura. Tej pani nikomu nie trzeba przedstawiać. Na pięćdziesiąte urodziny sprawiła sobie taki prezent tą płytą, że czapki z głów. Jeśli ktoś zastanawiał się, jak smakuje Islandia, powinien sięgnąć po ten krążek. / fot. RMF24
 RMF24
14. Father John Misty - I Love You, Honeybear. Brzmi tak, jakby autor bardzo za kimś tęsknił. Tęsknił w klimacie folk-rockowym. Multiinstrumentalista Father John Misty wniósł tym albumem piękny zapach jesieni do światowej muzyki. / fot. RMF24
 RMF24
13. Muse - Drones. Matthew Bellamy mógłby już spokojnie odcinać kupony od wszystkiego, co przez ponad dwadzieścia lat wypracował sobie z kolegami. Tymczasem powraca tak doskonałym albumem, że aż strach pomyśleć, co będzie dalej. / fot. RMF24
 RMF24
12. Raury - All We Need. Mylił się ten, kto obwieszczał koniec eklektyzmu w sztuce. Wręcz przeciwnie: ten dziewiętnastolatek pomieszał ze sobą tak odległe gatunki jak hip hop, folk, elektronikę i indie-pop - i wyszedł na tym bardzo dobrze. / fot. RMF24
 RMF24
11. Jamie Lawson - Jamie Lawson. Słychać tu, że Lawson kończy właśnie czterdzieści lat. I nie chce mu się bawić w jakieś eksperymenty. Chwyta za gitare i wie, czego chce. A chce takich pokładów melancholii, że głowa mała. / fot. RMF24
 RMF24
10. Laura Marling - Short Movie. Ma 25 lat, ale już sięga po balladowy folk bardzo świadomie i dojrzale. To jej piąty krążek i czuć, że dopiero się rozkręca. / fot. RMF24
 RMF24
9. Amber Run - 5AM. Debiutancki album składu ukazał się w kwietniu, w moje ręce wpadł jednak dopiero pod koniec listopada. Brzmi jak klasyczne smutne krążki alternatywnego rocka, ale jest tak doskonały, że dopłynął do miejsca dziewiątego. / fot. RMF24
 RMF24
8. Grimes - Art Angels. Jeśli ktoś szukał królowej muzyki elektronicznej, to oto jest: mówi na siebie Grimes, ma 27 lat i właśnie wydała najlepszy synthpopowy krążek tego roku. / fot. RMF24
 RMF24
7. Brandon Flowers - The Desired Effect. Wokalista The Killers nagrał solowy krążek, w którym zrealizował marzenia o doskonałym połączeniu rocka i syntezatorów. Pochodząca z tego albumu piosenka "Can't Deny My Love" to dzieło absolutne. / fot. RMF24
 RMF24
6. Kim Churchill - Silence/Win. Młody amerykański wokalista nagrał piękny album folk-rockowy, na którym umieścił najczęściej słuchany przeze mnie w tym roku utwór: "Window To The Sky". Tak robi się muzykę w XXI wieku. / fot. RMF24
 RMF24
5. Ghostpoet - Shedding Skin. Perfekcyjne połączenie melorecytacji i elektroniki. Przypadkowo trafiłem na jego koncert w Anglii kilka lat temu i odtąd uważam, że świat muzyki byłby dużo uboższy bez niego. / fot. RMF24
 RMF24
4. Sufjan Stevens - Carrie & Lowell. Jeden z najdoskonalszych żyjących multiistrumentalistów na świecie właśnie wydał krążek, który na pewno trafi na listę najdoskonalszych w historii muzyki w ogóle. Dzieło skończone. Pełnia. / fot. RMF24
 RMF24
3. Foals - What Went Down. Kiedy moja dziewczyna zabierała mnie na koncert Foalsów nie wiedziałem, że totalnie odpłynę. Ich nowy krążek to najlepszy dowód na to, że miłość i muzyka mogą przenosić góry. / fot. RMF24
 RMF24
2. Disclosure - Caracal. Młodziutcy bracia z południowego Londynu pokazali w tym roku, że to oni wyznaczają teraz trendy w muzyce. Do swojego dzieła zaprosili artystów z różnych bajek i udowodnili, że muzyka jest jedna, tylko ludzie różni. / fot. RMF24
 RMF24
1. Jamie xx - In Colour. Numer jeden. Perfekcyjny członek składu The xx. Za tym krążkiem przemawia mocny argument: jestem pewien, że "In Colour" zawiera jakiś elektroniczny dźwięk, którego jeszcze nikt nigdy nie zagrał. / fot. RMF24
Radio Muzyka Fakty