TOP50 Albumów 2014

Dodano: Piątek, 2 stycznia 2015 (10:50)


 Grzegorz Betlej
50. Interpol - "El Pintor". Piąty studyjny album nowojorskiego składu nie grzeje już tak, jak indie-rockowe brzmienia sprzed ponad dekady, nie mniej: to naprawdę dobrze złożony krążek. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
49. Real Estate - "Atlas". W tego typu rockowo-popowym graniu zrobiono chyba już wszystko, zaskoczenia w tekstach i muzyce raczej już być nie może. Nie zmienia to faktu, że "Atlas" skręcono bardzo przyzwoicie. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
48. Lana Del Rey - "Ultraviolence". Trzecia płyta studyjna i kolejne hity radiowe. Oczywiście, można mówić, że Del Rey bywa zbyt mainstreamowa, ale w muzyce przecież też o to chodzi. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
47. Tweedy - "Sukierae". Amerykański muzyk country, Jeff Tweedy, zaprosił do współpracy swojego syna Spencera i razem odbyli długą podróż wgłąb historii balladowego rocka. Było warto! / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
46. Serengeti - "Kenny Dennis III". Rapowy krążek brzmiący bardziej jak ścieżka dźwiękowa do westernu niż gangsterskie rytmy hip-hopowe. Może to i lepiej. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
45. Behemoth - "The Satanist". Biedni ci, którzy znają Nergala wyłącznie z kolorowych czasopism. Behemoth to chyba najpopularniejszy polski zespół na świecie, a "The Satanist" - świetnie przyjęty krążek za Oceanem. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
44. Marissa Nadler - "July". Szósty długogrający krążek artystki. Melancholijny, prawie-folkowy, wręcz akustyczny. Najlepszy na długie, samotne wieczory. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
43. Jessie Ware - "Tough Love". Po świetnie przyjętym debiucie Jessie sprawiła sobie na trzydzieste urodziny krążek, który ugruntuje jej pozycję w światowym panteonie soulowo-popowych gwiazd. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
42. Freddie Gibbs & Madlib - "Piñata". Krążek brzmi jak hołd dla hip-hopowych dokonań z początku lat dziewięćdziesiątych. "Piñata" to kwintesencja wszystkiego, czego chcielibyśmy słuchać w czarnym rapie. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
41. Artur Rojek - "Składam się z ciągłych powtórzeń". W roku wyjątkowo ubogim dla polskiego rynku muzycznego ex-wokalista Myslovitz nagrał płytę, która spokojnie mogłaby zawojować świat. Świeżość, jakiej nad Wisłą nie było. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
40. Lydia Ainsworth - "Right from Real". Elektroniczne dźwięki, podszyte baroque popem, z dodatkiem przeszywającego głosu artystki, to największe zaskoczenie światowego rynku muzycznego od czasów Jamesa Blake'a. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
39. Vince Staples - "Hell Can Wait". Zaledwie siedmioutworowy, w dodatku oficjalnie - debiutancki, krążek 21-letniego rapera z Kalifornii. Słońca tu nie ma, za to dużo poszukiwania hip-hopu idealnego: owszem. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
38. Hozier - "Hozier". Do rocka brakuje mu wiele, od popu leży bardzo daleko, może najbardziej ściera się z bluesem. Na pewno jednak: zagości na listach przebojów jeszcze więcej, niż raz. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
37. Strand Of Oaks - "Heal". Folkowo-rockowe kompozycje brzmią tak przekonująco, że w niektórych miejscach chce się po prostu płakać... ze szczęścia. A pochodzący z krążka utwór "Shut In" to chyba jeden z najlepszych w ogóle singli roku. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
36. Ought - "More Than Any Other Day". Płyta jest zbiorem zaledwie ośmiu utworów: indie-rockowych, odrobinę wykrzyczanych, z domieszką nieco punkowych dźwięków. Całość niezbyt rewolucyjna, ale zapadająca w pamięć, a to przecież główny cel muzyki. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
35. Grouper - "Ruins". Klasyczne dźwięki ambient w wykonaniu Liz Harris nie powinny nikogo zaskakiwać, choć warto przy okazji "Ruins" powiedzieć, że zdedyowanie za mało jest takich brzmień na świecie. A to brzmi jak najlepsze albumy Antony & The Johnsons. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
34. Sam Smith - "In the Lonely Hour". Tak wzruszającego albumu popowo-soulowego w mainstreamie nie było naprawdę dawno. Smith to prawdziwa fabryka hitów, których słucha się bez choćby odrobiny zażenowania. Szacunek! / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
33. Royal Blood - "Royal Blood". Byli już tacy, którzy wydawali doskonałe albumy debiutanckie: ten jest świetny, ale nie wybitny, stąd ląduje poza podium. Nie zmienia to faktu, że krążek udowadnia, iż garażowy rock nie umarł. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
32. Damon Albarn - "Everyday Robots". Nie znać Albarna, to jak nie jeść nigdy pierogów: niemożliwe. Wciąż plasuje się gdzieś pośrodku stawki, co nie znaczy, że jest źle - wręcz przeciwnie! To tylko sygnał, że trzyma się na stałym, pewnym poziomie. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
31. Run The Jewels - "Run the Jewels 2". Właściwie trudno na tym krążku znaleźć na tyle innowacyjne dźwięki, by wprowadzić płytę do kanonów muzyki. Ale jest tak, jak powinien brzmień mocny album hip-hopowy: brutalnie i wzruszająco jednocześnie. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
30. The Hotelier - "Home, Like Noplace Is There". Dość wykrzyczany krążek, może ocierający się o banalną komercję, ale ambitny i z potężną dawką przyswajalnego, melodyjnego rocka. Bez ściemniania, że "jesteśmy hipsterami". / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
29. Jungle - "Jungle". Ktoś powiedział, że Daft Punk mógłby tym londyńskim gówniarzom porządnie zazdrościć albumu "Jungle". Fakt faktem, brzmią jak klasyczny house połączony z funkiem, ale robią to absolutnie nowatorsko. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
28. Röyksopp - "The Inevitable End". Jeśli prawdą jest, że muzycy Röyksopp kończą działalność, to właśnie stworzyli chyba najlepsze dzieło w swojej karierze. Ot, na pożegnanie. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
27. How To Dress Well - "What Is The Heart?". Pan Tom Krell wydał właśnie trzeci studyjny krążek, który brzmi wreszcie bardziej mainstreamowo od poprzednich dwóch. Ale to dobrze, bo wreszcie jest się do czego pobujać. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
26. Isaiah Rashad - "Cilvia Demo". Dobry to rok dla hip-hopu, jeśli w zestawieniu znalazło się tyle dobrych płyt spod tego gatunku. Isaiah ma dopiero 23 lata i - jeśli pociągnie to dalej - wyznaczy nowy kierunek: rap-ambient. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
25. Quilt - "Held In Splendor". Jeszcze więcej psychodelicznych klimatów niż na okładce jest w samej muzyce, ale nie znaczy, że przestaniemy się orientować, o co chodzi w muzyce Quilt: a chodzi o połączenie indie, popu i folku. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
24. Goat - "Commune". Płyta to dość duże przedsięwzięcie, eksperyment, na który porwać się mogą tylko szaleńcy albo najzdolniejsi muzycy. Jednak: udało się. A jest tu folk, rock, pop, ambient, jazz… / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
23. Bombay Bicycle Club - "So Long, See You Tomorrow". Jest coś tak ciepłego, przyjaznego w indie-rocku spod szyldu Bombay Bicycle Club, że odnosi się wrażenie pobytu na gorącej wyspie non stop. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
22. James Vincent McMorrow - "Post Tropical". Odnosi się wrażenie, że debiut McMorrowa przyćmił sukces genialnego składu Bon Iver. I jeśli ktoś nie podpisuje się pod tą tezą, powinien jak najszybciej sięgnąć po GE-NIA-LNE "Post Tropical". / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
21. Aphex Twin - "Syro". Jeśli ktoś nie zna Aphex Twin, nie powinien przyznawać się do tego publicznie. "Syro" nie wyznaczy już trendów muzyki klubowej, jak Aphex Twin przed laty. Ale udowodni, kto jest w elektronice i ambient mistrzem świata. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
20. Sun Kil Moon - "Benji". Właściwie balladowa strona "Benji" nie pozwala powiedzieć niczego innego o tym wydawnictwie, jak: macie tu idealne połączenie gitary i wokalu, weźcie i idźcie się z tego uczyć grania muzyki. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
19. Cloud Nothings - "Here and Nowhere Else". Istnieje prawdopodobieństwo, że jeśli sam dzisiaj byłbym muzykiem i nagrywałbym kolejne kompozycje, to chciałbym robić właśnie tak post-hardcore'owe i indie płyty, jak ta. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
18. Alt-J - "This Is All Yours". Drugi studyjny album grupy i pierwszy, który zapewnia im stałe miejsce w indie-popowo-rockowym świecie na długie dekady. Właściwie po "This Is All Yours" mogliby odcinać kupony: to tak dobry materiał. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
17. D'Angelo and The Vanguard - "Black Messiah". Jeśli polscy muzycy kiedykolwiek nauczą się łapać tak z różnych gatunków, jak na "Black Messiah" wykorzystano elementy elektro, rapu, funku i soulu, to będą na szczytach rocznych zestawień na całym świecie. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
16. Benjamin Booker - "Benjamin Booker". Nie sposób nie odczuć lekkiego przerażenia mocnym rąbaniem w co drugim kawałku, jednocześnie nie wzruszając się fenomenalnym brzmieniem rockowo-bluesowym Benjamina Bookera. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
15. Angel Olsen - "Burn Your Fire For No Witness". Drobna dziewczynka z gitarką wydała drugi studyjny album, w którym słychać prawdziwą siłę i wiarę w klasycznego rocka, dość balladowego momentami i z elementami country, ale jakże pięknymi. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
14. King Creosote - "From Scotland With Love". Pomijając kwestię fenomenalnych brzmień folkowo-popowo-rockowych i różnorodności dobranych instrumentów: gdyby stworzyć zestawienie "najczystszego brzmienia roku", ten album zająłby pierwsze miejsce. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
13. Azealia Banks - "Broke With Expensive Taste". Najdłużej przekładana premiera płytowa XXI wieku. Ale warto było czekać. Tego hip-hopowo-funkowego brzemienia, połączonego z cięższą i lższejszą elektroniką, po prostu nie można nie znać. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
12. Jack White - "Lazaretto". Po blisko dwudziestu pięciu latach działalności artystycznej mógłby już właściwie nie pracować, bo odcinania kuponów starczyłoby na lata. A jednak, jeden z królów rocka wciąż nagrywa fenomenalne krążki. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
11. Foo Fighters - "Sonic Highways". Mistrzowie szeroko pojmowanego rocka powrócili po trzech latach płytą tak mocną, że można przypuszczać, iż Dave'a Grohla będzie się kiedyś wymieniać jako ikonę ważniejszą niż sam Kurt Cobain. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
10. The Black Keys - "Turn Blue". Zazwyczaj pierwszym albumem trzeba udowodnić swój talent, a drugim - że nie jest się na rynku przypadkowo. The Black Keys wydali ósmy krążek, którym niczego już nikomu udowadniać nie muszą - a i tak jest genialnie. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
9. The War On Drugs - "Lost In The Dream". Trzecia studyjna płyta The War On Drugs, indie-rockowa, ale znów z naleciałościami ambient, może nawet lekko psychodelicznymi. Jest nieco niepokojąco, ale niezwykle przyjemnie. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
8. Perfume Genius - "Too Bright". Muzyka, popowa ze wszech miar, lekko podszyta elektroniką. Taka, która nigdy pewnie nie wejdzie do mainstreamu. Jednocześnie brzmiąca tak kojąco, że odnosi się wrażenie, iż żyje się z nią od zawsze. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
7. St. Vincent - "St. Vincent". Krążek uważany przez wielu za najlepszy w 2014 roku, przez innych za totalną klapę. Jeśli więc muzyka może budzić tak skrajne emocje, warto po nią sięgnąć i ocenić. Ja już oceniłem i… jest na siódmej pozycji. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
6. Merchandise - "After The End". Brzmienie pop-rockowe, jak z najlepszych płyt przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. I okazuje się, że nie dość, że to się nie znudziło, to jeszcze może brzmieć całkiem smakowicie. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
5. S. Carey - "Range Of Light". Perkusista zespołu Bon Iver nagrał solową płytę, która brzmi tak dobrze, jak klasyczne kompozycje tamtej grupy. Jest więc niezwykle melancholijnie, a "Range Of Light" wskoczy pewnie na listy najlepszych płyt 10-lecia. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
4. FKA Twigs - "LP1". Jest bardzo młoda, ale piekielnie uparta i zdolna. Nagrała płytę porażającą estetyką, bardzo eksperymentalną w warstwie elektroniki na niej zawartej, ale jednocześnie nie na tyle udziwnioną, by nie dało jej się słuchać. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
3. Sharon Van Etten - "Are We There". Czwarty album studyjny amerykańskiej wokalistki rockowo-folkowej. Jest tu trochę eksperymentów z nowymi brzmieniami, choć to, co przykuwa uwagę, to takie pokłady melancholii, które porażają przy każdym słuchaniu. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
2. Mac DeMarco - "Salad Days". Drugi album studyjny kanadyjskiego muzyka, który gruntuje mu pozycję na światowym rynku muzycznym. Trzeba o tym mówić "popowe wydawnictwo", choć nie brak tu elementów delikatnie rockowych. / fot. Grzegorz Betlej
 Grzegorz Betlej
1. Caribou - "Our Love". Niezaprzeczalnie najlepszy album 2014 roku. I być może nie dlatego, że jest tu coś nowatorskiego. Krążek po prostu zaskakuje na tyle, że można stwierdzić: tego będzie się słuchało w 2015. A to znak, że Caribou wyprzedza epokę. / fot. Grzegorz Betlej
Radio Muzyka Fakty