Jedwabne i restytucja mienia żydowskiego to główny przedmiot spotkań szefa polskiej dyplomacji z przedstawicielami środowisk żydowskich w USA. Mimo napiętego kalendarza minister Bartoszewski znalazł chwilę czasu by odwiedzić waszyngtońskie studio RMF FM. Z ministrem rozmawia Barbara Górska:

Barbara Górska: Panie ministrze, czy jadąc ulicami Waszyngtonu zauważył Pan książkę profesora Grossa w witrynach amerykańskich księgarń?

Władysław Bartoszewski: Nie zauważyłem ale to byłoby trudno zauważyć, ponieważ nie oglądałem ani jednej witryny i właściwie nie spacerowałem po mieście.

Barbara Górska: W Polsce w czasie Pańskiej nieobecności wyemitowano film dokumentalny Agnieszki Arnold „Sąsiedzi” i wszyscy są pod bardzo głębokim wrażeniem tego filmu i wstrząsających relacji świadków. Czy także w Stanach Zjednoczonych Jedwabne jest takim gorącym tematem trudnych rozmów, a jeżeli jest, to w których kręgach?

Władysław Bartoszewski: Myślę, że sprawa Jedwabnego, nie jest nowa, bo jednak w 1949 roku był proces sądowy. No, w końcu w każdym kraju istnieją tysiące zbrodniarzy, istnieją dewianci, istnieją ludzie odbywający wyroki dożywotniego więzienia – to są też Polacy. I dlatego nie można otrząsać się, że jakiś Polak mógł coś złego zrobić. Ale jak Polak zamorduje kilkoro dzieci, albo w okrutny sposób skrzywdzi małe dziecko to przestaje być Polakiem? Tak samo Polacy, którzy dopuszczali się zbrodni dla interesu albo kierowani nienawiścią, szałem albo podszczuwani albo animowani przez kogoś przecież byli Polakami. I mnie to w najmniejszej mierze nie dziwi, chociaż mnie boli, bo chciałbym aby ten naród był czysty jak łza. Nie ma narodów czystych jak łza.

Barbara Górska: Panie ministrze, czy spotka się Pan z Żydami z Jedwabnego żyjącymi w USA?

Władysław Bartoszewski: Tak. Przewidziane jest moje spotkanie ze znanym mi już od zeszłego roku od jesieni bardzo sympatycznym i ciepłym człowiekiem, rabinem z Jedwabna, który ma nastawienie otwarte, i który mnie spotkał w tamtym roku we wrześniu w konsulacie polskim w Nowym Jorku. Nie zaczął od pretensji, tylko podszedł do mnie i obejmując mnie powiedział: „Ja Panu dziękuję, że Pan był współzałożycielem Żegoty”.

Barbara Górska: Zje Pan śniadanie z rabinem Bekerem?

Władysław Bartoszewski: Nie wiem czy akurat zjem z nim śniadanie, aczkolwiek jadam chętnie koszernie, bo to są smaczne rzeczy a ja nie lubię mięsa. Ale mówiąc zupełnie poważnie, nie wiem czy to będzie śniadanie ale na pewno będzie spotkanie. Będą rozmowy, na pewno niełatwe, z przedstawicielami mediów żydowskich polskich i amerykańskich. Przyjeżdżamy tu nie po to aby się z czegoś tłumaczyć ale aby przedstawić nasze pozytywne nastawienie i osiągnięcia dla wyjaśnienia wszelkich faktów, które nie obciążają narodu polskiego, tylko obciążają tych ludzi narodowości polskiej, którzy sprzeniewierzyli się godności obywateli polskich i synów Kościoła, w którym byli ochrzczeni.

Barbara Górska: Panie ministrze, czy to spotkanie z rabinem Bekerem, niezależnie od tego czy to będzie koszerne śniadanie, czy też nie, czy ono może być takim emocjonalnym przypieczętowaniem tej jedwabiańsko-pojednawczej, nazwijjmy to, części Pańskiej misji i czy rabin Baker przyjedzie do Polski?

Władysław Bartoszewski: Ja przekaże mu zaproszenie i mam dane, aby przypuszczać, że moje zaproszenie przyjmie. Skierowane ono wpradzie będzie w imieniu nie prywatnym, pana Bartoszewskiego,tylko w imieniu państwa polskiego, ale przez człowieka, który jako młody człowiek próbował robić ile mógł aby ratować prześladowanych i zagrożonych śmiercią współobywateli. Myślę, że ta moja kwalifikacja biograficzna służy w tym przypadku sprawie Rzeczypospolitej i sprawie prezentacji naszego stanowiska wobec środowiska żydowskiego, bo w każdym razie z takim rozmówcą się rozmawia

Barbara Górska: Panie ministrze. Restytucja mienia. Powiedział pan w Waszyngtonie, że reprywatyzacja to problem ogólnoludzki a nie polsko – amerykański. Ale pozew amerykańskich adwokatów, pozew nowojorski domagający się zadośćuczynienia za mienie żydowskie jest problemem jak najbardziej polsko-amerykańskim, nie ogólnoludzkim.

Władysław Bartoszewski: Ani polski Minister Spraw Zagranicznych, ani żaden inny polski minister nie może, ani dać obietnic dotyczących generalnych rozwiązań prawnych w państwie demokratycznym, ani żadnych gwarancji, Państwo polskie, poprzez swoje przedstawicielstwo parlamentarne, obecne lub kolejne, które będzie wyłonione w wyborach wrześniowych tego roku, znajdzie rozwiązanie lub nie znajdzie. Więc jeżeli znajdzie – będzie rozwiązanie generalne. Jeżeli nie znajdzie takiego rozwiązanie to wszyscy obywatele polscy, nie tylko posłowie i członkowie jakiegokolwiek rządu ale i wyborcy, muszą się liczy ze skutkami prawnymi, ekonomicznymi dla państwa polskiego. Na to nie ma rady. W tej chwili nie mówię jako minister, ale jako obywatel, bo jako Minister Spraw Zagranicznych nie mam tu nic do powiedzenia. W tej chwili nie ma po prostu żadnego rozwiązania. Nie można powiedzieć, że jest zła decyzja, złe rozwiązanie – nie ma decyzji. Problem polega na tym, że w Stanach Zjednoczonych, i w innych zresztą krajach uważa się, że jedenaście lat demokratycznych rządów wystarcza na to, by znaleźć rozwiązania w sprawach budzących zainteresowanie tysięcy ludzi i rezonans w świecie. Nie moją rzeczą jest odpowiadać za siedem byłych polskich rządów i za kilka byłych parlamentów. Ja mogę tylko wyjaśniać, że do tej pory regulacja taka nie została znaleziona, ale wyrażam nadzieję, jako obywatel polski – świadomy ale i krytyczny – że kolejne wysiłki parlamentarzystów i rządu doprowadzą do tego, że sprawa ta zostanie uregulowana, bez narażania Polski na lata kosztownych procesów.

Barbara Górska: Czy podczas pańskich rozmów z Colinem Powellem będzie nakłaniał pan Sekretarza aby wystąpił do sądu o oddalenie pozwu?

Władysław Bartoszewski: To oczywiście zależy od przebiegu rozmowy. W moim planie jest taki punkt, aby poruszyć sprawę ingerencji rządu na rzecz nie komplikowania międzynarodowych stosunków przez inną wykładnię jurysdykcji amerykańskiej i polskiej. Sądy w Ameryce są wolne, i zawsze polityk może powiedzieć: sądy są niezależne. Chodzi o stworzenie atmosfery zaufania sojuszniczego, takiej aby była dobra wola i intencja. A taką atmosferę stwarzają rozmowy ministrów spraw zagranicznych.

Barbara Górska: Ta wizyta to pierwsze Pańskie, a w zasadzie polskie, spotkanie z nową administracją amerykańską. Na tych białych kartach, Pan postawi pierwsze znaki. Jak będzie brzmiało pierwsze zdanie?

Władysław Bartoszewski: Pierwsze moje spotkanie z panem Colinem Powellem miało miejsce dwudziestego siódmego lutego, na szczycie ministrów NATO w Brukseli. W tym sensie nie jesteśmy nieznajomi. Pierwsze moje zdanie będzie brzmieć: bardzo mi miło panie sekretarzu, że pan znalazł czas na rozmowę ze mną.

foto RMF FM