Skoro od wczoraj marszałek Józef Oleksy jest pod bardzo silną presją, to dałbym mu te parę dni na rozsądną decyzję – mówi gość porannych „Faktów” RMF Jan Rokita, szef klubu PO. Wczoraj marszałek Sejmu został uznany za kłamcę lustracyjnego.

Tomasz Skory: Uznany za kłamcę lustracyjnego Józef Oleksy nie składa dymisji z urzędu marszałkowskiego, zapowiada za to konsultacje w sprawie tego, co powinien zrobić. Czy jest coś, co może go do dymisji przekonać?

Jan Rokita: Są dwa dobre wyjścia z tej sytuacji dla SLD i Józefa Oleksego – moim zdaniem. Pierwsze, szybka uchwala o rozwiązaniu parlamentu i uniknięcie w ten sposób procedury, pewnie upokarzającej, i dla SLD i dla marszałka, wyboru nowego. Druga, jeśli SLD chce twardo trzymać się władzy, to jednak chyba nieuchronna dymisja marszałka Sejmu. To pierwsza taka sytuacja w Polsce po 1989 roku, by marszałek Sejmu został skazany za kłamstwo lustracyjne.

Tomasz Skory: Do dymisji raczej nie dojdzie, prędzej do odwołania.

Jan Rokita: Zobaczymy. Wczoraj marszałek Oleksy mówił językiem niewykluczającym. Raczej szukał – jak zrozumiałem – takiego wytłumaczenia, by nie podejmować dymisji pod presją wczorajszego wyroku, tylko dać sobie czas na roztropny namysł.

Tomasz Skory: Pozwleka i jednak dojdzie do tego, czego się wszyscy spodziewają?

Jan Rokita: Tak myślę. Skoro od wczoraj jest pod bardzo silną presją, to dałbym mu te parę dni na rozsądną decyzję.

Tomasz Skory: Z drugiej strony rozmawiał z SLD, z prezydentem, przekonywali go wicemarszałkowie, a najwyraźniej zdecyduje wola partii.

Jan Rokita: To jest bardzo niezręczne we wczorajszych deklaracjach marszałka. Spotkanie z własnym klubem, zapowiedź spotkania z szefami regionów własnej partii – tak jakby wszystko w Polsce zależało od tego, czego chce albo nie chce SLD. To błąd i kompletna bzdura.

Tomasz Skory: Sprawa Oleksego zbiega się z ujawnieniem teczki Małgorzaty Niezabitowskiej, rzeczniczki rządu Tadeusza Mazowieckiego. Ona także twierdzi, że nie była agentem. Wierzy pan, że to nie jest kontrofensywa wobec prawicy? To przypadek?

Jan Rokita: Raczej tak. Nie widzę żadnego istotnego powodu politycznego, dla którego ktoś chciałby w tej chwili kompromitować panią Niezabitowską.

Tomasz Skory: Ale przyzna pan, że ta sprawa przykryła niemal zupełnie aferę Orlenu i zrównoważyła nieco lustrację Oleksego?

Jan Rokita: To jest jeden moment. Po drugie, pani Niezabitowska, niezależnie od publicznego zainteresowania tą sprawą przez moment, jest osobą spoza życia politycznego. I dlatego ta sprawa nie będzie wywierać bezpośrednich skutków na politykę. Tak mi się wydaje. Raczej traktowałbym to jako sprawę przypadku. Nie mam skłonności do przesadnie mafijnego myślenia i nie szukałbym tu drugiego dna, choć wiem, że wszyscy poszukują. Ale chyba nikt nie znalazł przekonującego.

Tomasz Skory: Ale senator Krzysztof Kozłowski zarzuca panu, że cynicznie wykorzystuje sprawę Niezabitowskiej do wykazania, że pan nie odpowiada za to, że na początku lat 90. w MSW niszczono akta.

Jan Rokita: Nie o sprawę Nizabitowskiej w tym przypadku chodzi, bo ja nie wypowiadałem w tej sprawie żadnej opinii, bo jej nie mam. Trudno ją mieć, nie widząc tych dokumentów, które są skserowane. Rzecz w czym innym. Nie ulega wątpliwości, że zezwolenie czy tolerancja do przełomu stycznia i lutego 1990 niszczenia akt MSW przez ekipę gen. Kiszczaka należy w bilansie „Solidarności” do jej czarnych stron. Zadziwiające, że jest grono ludzi, którzy wolą dziś zaprzeczać temu faktowi, niż przyznać tę bardzo prostą prawdę.

Tomasz Skory: Ale są też tacy, którzy chcą się przy okazji wykreować na tych, którzy ostrzegali i robili karczemne awantury premierowi i dopiero ten proceder przerwano. Mówię o panu.

Jan Rokita: Ten proces został powstrzymany na jakiś czas przez – po pierwsze – dezyderat kierowanej przez mnie komisji nadzwyczajnej do zbadania działalności MSW, bo to myśmy wykryli ten proceder, a następnie przez uchwałę Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, podjętą na mój wniosek 26 stycznia 1990 roku. Dopiero po tym i po publicznej awanturze, także z inicjatywy Jerzego Jachowicza, redaktora „Gazety Wyborczej”, 31 stycznia zawiadomiono nas w komisji sejmowej, że Kiszczak wydał polecenie zaprzestania niszczenia akt. Taka jest historyczna prawda. Przygotowuje na ten temat spokojny artykuł historyczny. W tym wypadku zamiast inwektyw, lepiej myśleć o historycznej prawdzie.

Tomasz Skory: Dziękuję bardzo za rozmowę.