Zamieszki w Rzymie, protesty w Waszyngtonie, Tokio, demonstracje w Australii: na całym świecie narasta oburzenie przeciwko bankierom, oskarżanym o wywołanie światowego kryzysu. "Bardzo wielu polityków siedzi w kieszeni bankierów i wielkiego biznesu" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Tomaszem Skorym, historyk i ekonomista, profesor Wojciech Roszkowski.

Panie profesorze, czy Ruch Oburzonych może się przerodzić w rewoltę społeczną, która zmieni kształt świata?

Wojciech Roszkowski: Zobaczymy, na razie gromadzi się para. Pytanie, czy ta para uderzy w tłoki historii i czy one coś poruszą na większą skalę. To będzie chyba zależało przede wszystkim od sytuacji gospodarczej. Bo jeżeli ten kryzys, którego symptomy na Zachodzie już się pojawiają, ta druga fala kryzysu, rzeczywiście będzie głęboki to ja bym niczego nie wykluczał.

To znaczy, że tak naprawdę ludzie złączeni tymi różnymi, naprawdę bardzo różnymi postulatami, od Aborygenów w Australii po studentów nękanych kredytami studenckimi, to wszystko może się połączyć w jedno? Taką rewoltę jak rewolucja francuska, która się potem rozlała na kontynent?

Nie, oczywiście rewolucje są krajowe, czy regionalne. To nie będzie to samo. Natomiast pewne przyczyny kulturowe, a przede wszystkim ekonomiczne, dojrzewają w bardzo wielu krajach. Jest to życie ponad stan, za które to życie, będzie płacić młode pokolenie. To jest pokolenie, które kończy studia, które nie będzie miało pracy i które będzie bardzo, bardzo niezadowolone. Jak dalece, to będzie zależało od głębokości załamania. Ja oczywiście bym nie chciał żeby to nastąpiło, bo to może przynieść skutki nieobliczalne. Przypomnijmy Wielki Kryzys. Wielki Kryzys, który doprowadził do załamania produkcji przemysłowej o czterdzieści parę procent w wysoko rozwiniętych krajach świata, no zmienił oblicze świata, tzn. dojście Hitlera do władzy, II wojna światowa pośrednio były konsekwencjami Wielkiego Kryzysu. Więc ja bym wolał, żeby to nie nastąpiło, ale jeżeli ten kryzys dzisiejszy się pogłębi, to może być ostro.

Czy politycy znajdują wyjście z tej sytuacji? Demonstranci twierdzą, że politycy są zakładnikami bankierów, którzy żyją na kredyt i doprowadzili do tego wszystkiego.

Bardzo wielu polityków oczywiście siedzi w kieszeni bankierów i wielkiego biznesu, więc jest w tej diagnozie wiele prawdy. Natomiast czy możliwe jest wytworzenie na zasadzie tego ruchu zupełnie alternatywnych elit politycznych to zobaczymy. Mamy już do czynienia z jakimiś partiami piratów, nie piratów, więc coś takiego ma miejsce, ale to są oczywiście początki. I czy ta lawina będzie umiarkowana czy niewielka, tak jak jeszcze ciągle ona wygląda, czy potoczy się z pełną siłą - zobaczymy. Bo obawiam się, że możemy dożyć ciekawych czasów.

Panie profesorze na koniec pytanie: Czy można sobie wyobrazić świat bez tego, co doprowadziło do tego kryzysu? Czyli bez kredytu, bez banków. Taki świat, jaki sobie wyobrażają ci młodzi ludzie, którzy są oburzeni.

Nie, to jest utopia. To jest oczywiście utopia. System bankowy musi funkcjonować, dlatego że cywilizacja ludzka opiera się na systemie bankowym od 2-3 tysięcy lat. Jeszcze w starożytności banki funkcjonowały. Więc hasła radykalnej rewolucji społeczno-ekonomicznej zawsze są paliwem takiej zmiany. Natomiast ta zmiana w swoich skutkach, z reguły, jest znacznie mniej radykalna. Oczywiście historia może zakręcić tylko, natomiast ona nie zawróci o 180 stopni.