Trener Paweł Janas popełnił błąd taktyczny w meczu polskiej reprezentacji w Ekwadorem. Takie wnioski po porażce w Gelsenkirchen wyciągnął były selekcjoner kadry Antoni Piechniczek, gość Kontrwywiadu Kamila Durczoka w RMF FM.

Kamil Durczok: Czytam dziś wywiad z panem w „Rzeczpospolitej” i takie słowa: „Spokój, cierpliwość i nieuleganie emocjom są w takich sytuacjach bardzo wskazane.” Ale jak tu nie ulegać emocjom?

Antoni Piechniczek: Mamy spore doświadczenie mundialowe, gramy po raz 6. na przestrzeni 32 lat, stąd jest jakiś bagaż. Przeżywaliśmy mecze, przegraliśmy po raz drugi w meczu inauguracyjnym – mam na myśli Koreę i Japonię sprzed 4 lat i teraz - i zawsze jest tak, że drużyna, która przegrywa pierwszy mecz znajduje się pod ścianą i jest w arcytrudnej sytuacji. Tym bardziej, że kolejnym przeciwnikiem będzie zespół niemiecki.

Kamil Durczok: W tym wywiadzie zasugerował pan też, że to, co się dzieje w drużynie, jest po części winą samych piłkarzy. „Wiem jedno: nawet jeśli jestem rezerwowym w swoim klubie, ale czuję, że mam szansę wyjazdu na mistrzostwa świata, to przygotowuje się do nich sam, biegam, ćwiczę, by być w formie. Ale jak widzę o profesjonalistów trudno.” Myśli pan, że piłkarze nie chcą zwycięstwa?

Antoni Piechniczek: Chcą, tylko że proza życia jest taka, że - jak wskazują na to wyniki testów i badań – nie znam ich dokładnie – ale z tego, co mówi się w kuluarach, te wyniki nie były najlepsze i nie nastrajały optymistycznie. Jeśli teraz ekipa ma niewiele czasu do przygotowań, stąd olbrzymie znaczenie tej formy piłkarzy tuż przed samym rozpoczęciem przygotowań.

Kamil Durczok: W „Gazecie” Boruc mówi, że „jesteśmy jak bokser, który oberwał po pysku; nie zabrakło nam sił, tylko wiary”. Zdobywanie wiary w zwycięstwo jest kwestią piłkarzy, czy jednak zadaniem dla trenera?

Antoni Piechniczek: Jednej jak i drugiej strony. Trener musi umieć odpowiednio umotywować zawodników, natomiast gdyby tak spojrzeć spokojnie, to należało ten mecz z Ekwadorem potraktować w kategoriach – tak mnie się wydaje – jak traktowaliśmy w innych mundialach. Mianowicie: chcemy wygrać i to jest cel podstawowy, chcemy mieć 3 pkt. Optymiści mówią, że nastrzelamy jak najwięcej bramek, pesymiści – wygrajmy jedną bramką i będzie dobrze. Ale czasem trafi się na zespół, który jest bardzo dobrze przygotowany, który nas świetnie rozpracował i który lepiej wszedł w specyfikę, jaką są mistrzostwa świata, jakim jest pierwszy mecz. I tym przeciwnikiem lepszym w tym dniu był Ekwador. Należało powiedzieć sobie: panowie, ostrożnie. Ten bokser ma tak silny cios, że może nas powalić na deski i możemy się już nie podnieść. I tak się stało. Nie można dopuścić do utraty bramki. Ostatni raz bramkę w meczu inauguracyjnym strzeliliśmy w meczu z Argentyną w 1974 roku. 0:0 na inauguracji miał Gmoch z Niemcami, 0:0 grałem ja w Hiszpanii z Włochami, 4 lata później zremisowałem z Marokiem, czyli ma coś specyficznego ten pierwszy mecz i tak należało też do niego podejść. Przyjąć wariant: panowie, chcemy wygrać – wiadomo, po to się wychodzi na boisko – ale bądźmy ostrożni, bo remis to jest prolongata nadziei. I dziś z perspektywy tych 2 dni, przyjęlibyśmy 0:0 z pocałowaniem ręki, bo wtedy jeszcze bylibyśmy w 100% w grze.

Kamil Durczok: Panie trenerze, ale pan mówi należało, należało. Ale to jest zadanie dla trenera. Ktoś powinien spotkać się z zawodnikami i powiedzieć: przyjmujemy taką taktykę.

Antoni Piechniczek: Być może tak to wyglądało. Ja nie jestem w bezpośrednim kierownictwie samej kadry; ja jestem zaproszonym członkiem ekipy. Nie mam wpływu na pewne decyzje. Ale znając i Janasa, i jego współpracowników, taki wariant był, i ja nie wyważam tu otwartych drzwi, nie odkrywam Ameryki. Natomiast stojąc z boku, oglądając mecz z wysokości trybun – tak to wyglądało. Mieliśmy tylko jeden wariant, jak wygrać. A nie mieliśmy wariantu, a co będzie, jak stracimy bramkę. Dzisiaj, we współczesnej piłce, w 90 proc. zespół, który traci pierwszą bramkę, przegrywa cały mecz.

Kamil Durczok: Panie trenerze, jak układają się relacje Pawła Janasa z zawodnikami. Są przecież doniesienia „Bilda”, że doszło do jakiegoś buntu, że ktoś wypowiedział posłuszeństwo trenerowi. Czy pan jakiekolwiek sygnały o takim zachowaniu odebrał?

Antoni Piechniczek: Ależ skąd. Trener Janas, przy wszystkim o tym, co się o nim mówi… Nie wszyscy docierają do jego wnętrza, nie wszyscy znają go tak dobrze jak ja. To był w końcu mój zawodnik. Trener, który osiągał po drodze do funkcji selekcjonera parę sukcesów. Paweł ma jedną rzecz - potrafi czyścić pewne rzeczy przed mundialem. Proszę zwrócić uwagę, że paru piłkarzy – ja nie nawiązuję do sprawy Dudka i Frankowskiego – pożegnało się z reprezentacją. Byli to zazwyczaj ci, którzy nie chcieli się pewnym regułom gry w reprezentacji podporządkować. I to też jest bardzo ważne. I to jest m.in. źródło sukcesów w eliminacjach; tego, że my w ogóle na mundialu jesteśmy. Bo to, że tu jesteśmy, to jest sukces Janasa. Natomiast to, że tak się potoczyło, że jesteśmy w arcytrudnej sytuacji, to oczywiście splendoru i zaszczytu Janasowi nie przynosi. Ale krytykując go dzisiaj, nie zapominajmy o tym, co zrobił wczoraj.

Kamil Durczok: Myśli pan, że mamy jakiekolwiek szanse z Niemcami?

Antoni Piechniczek: Klasyk mówi: „dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe”. Ja wierzę, że możemy z nimi nawiązać walkę, że możemy zagrać o niebo lepiej niż w pierwszym meczu; że wszystko może się wydarzyć; że może się wytworzyć sytuacja, że możemy ten mecz wygrać; że może się wytworzyć sytuacja, że możemy zremisować. I wtedy będziemy patrzyli z zainteresowaniem na wynik konfrontacji Kostaryki z Ekwadorem. I jeszcze będziemy w grze.

Kamil Durczok: Tak mówi klasyk. Kronikarz mówi, że nigdy Niemcami nie wygraliśmy.

Antoni Piechniczek: Wygraliśmy z Niemcami - w 1936 roku. Ruch Chorzów pokonał Bayern Monachium. Strzelcem bramki był Ernest Wilimowski. Oby tym nowym strzelcem był Euzebiusz Smolarek. I wygrywamy z Niemcami 1:0

Kamil Durczok: Ale w historii reprezentacji byłoby to pierwsze zwycięstwo. To oczywiście nie zmienia faktu, że wszyscy kibice będą trzymali kciuki. Dziękuję za rozmowę.