Szykuje się zmiana w sprawie przepisów dotyczących reklamy i promocji cydru. Ministerstwo Gospodarki ma już gotowy projekt nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Jutro Janusz Piechociński ma go zaprezentować podczas posiedzenia rządu. "Nie namawiamy do tego, żeby więcej spożywać alkoholu, ale namawiamy do tego, żeby być racjonalnym w tym obszarze. Niskoprocentowe alkohole to jest to, na co powinni stawiać Ci, którzy chcą spożywać alkohol" - mówi Piechociński.

Grzegorz Kwolek: Zacznijmy od zmiany ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Jaką ścieżką pójdziecie? Rządową?

Janusz Piechociński: Zobaczymy. Myślę, że pójdziemy raczej wariantem parlamentarnym, żeby było szybciej. Oczywiście do tego musimy mieć zgodę całego rządu. Przy czym nie namawiamy do tego, żeby więcej spożywać alkoholu, ale namawiamy do tego, żeby być racjonalnym w tym obszarze. Niskoprocentowe alkohole to jest to, na co powinni stawiać Ci, którzy chcą spożywać alkohol. Chcemy zbudować większy potencjał w obszarze napojów z jabłka. Dlatego, że ładne akcje społeczne: "Jedz więcej jabłek", "zrób trochę kompotu jabłkowego", "zrób więcej szarlotki czy jabłecznika" - to jedno, a drugie to jest nastawienie się na przetwórstwo i eksport tego, co wytworzymy. Wydaje się, że mamy najlepsze jabłko konsumpcyjne, a teraz powinniśmy bardzo mocno postawić na to, żeby przetwórstwo owocowo-warzywne wykorzystywało ten potencjał. A więc powinno być więcej, zamiast klasycznych chipsów, suszonego jabłka, więcej napojów z jabłek i grusz, a przede wszystkim powinno nastąpić potrojenie eksportu, bo wydaje się, że jesteśmy tutaj równie konkurencyjni. Żeby tak było, trzeba zbudować potencjał w tym zakresie. A żeby zbudować potencjał, trzeba zasygnalizować się nie tylko na rynku krajowym. W tych obszarach owocowych - soków i napojów możemy także być potęgą europejską. 

Idzie Pan na posiedzenie rządu także z pomysłem powołania zespołu antykryzysowego. Czy także z szacunkami: ile straciliśmy i ile możemy stracić na embargu?

Wszystko zależy od tego, co dalej w relacjach ze Wschodem. Wszystko zależy od tego, czy utrzymamy dynamikę wzrostu naszego eksportu do krajów unii celnej, z którymi nie mamy wojny handlowej, bo wojnę handlową mamy na linii Rosja-Kreml-Europa-Polska. Białoruś czy Kazachstan nie przystąpiły do tej wojny handlowej, w związku z tym to są bardzo ważni partnerzy, bo w ramach jednolitego obszaru gospodarczego można sprzedawać. W tym sezonie od pierwszego stycznia do końca czerwca rynek rosyjski kupił od nas jabłka za 240 milionów dolarów, a dużo mniejsza Białoruś za 100 milionów dolarów, więc chcemy i z tym partnerem rozbudowywać przetwórstwo rolno-spożywcze, także po ich stronie. W poprzednim tygodniu ambasador Białorusi przedstawił ofertę przedsiębiorczości białoruskiej w zakresie budowy wspólnych przedsięwzięć i budowy także przetwórstwa rolno-spożywczego na terenie Białorusi. Tą ofertą podzielę się z naszymi firmami. Pamiętajmy o tym też, że udało się w pierwszym półroczu z wyobraźnią podjąć decyzję o tym, aby przemysł rolno-przetwórczy wpisać do branż, które będą mogły w tym najbliższym czasie korzystać ze wsparcia publicznego, w zakresie wspierania inwestycji o najnowszych technologiach. I dobrze, bo mamy już bardzo duży potencjał, mamy bardzo dużo surowca. Podzielam pogląd Marka Sawickiego, że najtrudniejsza sytuacja na dziś dotyczy bieżących zbiorach warzyw. I tutaj nawet jak uruchomimy wielką akcję: zróbcie więcej pierogów z grzybami, to np. kapusty przy utrzymaniu tych sankcji nie da się zagospodarować. Stąd staniemy przed dylematem, co zrobić z warzywami kapustnymi. Jeśli chodzi o jabłka, to kilkanaście tygodni przed nami, a więc tu: Iran, Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska, rynki dalekowschodnie no i Stany Zjednoczone. Chcę podziękować publicznie Panu Ambasadorowi  (w USA, Ryszardowi Schnepfowi - przyp. red.) i WPHI. Podjęliśmy już stosowne działania. Już wkrótce będziemy zgłaszać stosowne dokumenty, tak aby polskie jabłko pojawiło się z wielką siłą w Kanadzie i w Stanach Zjednoczonych, ale trzeba mieć świadomość, że jeśli osiągniemy eksport do końca roku po odblokowaniu tych wymiarów fitosanitarnych na poziomie kilkudziesięciu tysięcy ton, mając w pamięci, że polska ostatnio produkuje miedzy 2,5 a 3 milion ton jabłek, to musimy mieć świadomość, jakie wielkie wyzwanie dla całego sektora i dla sadownictwa Unii Europejskiej, nie tylko Polski, to embargo w relacjach We wschodem, z Rosją niesie...

A przemysł maszynowy, budownictwo mogą spać spokojnie? Pesa, Unibep mogą być spokojne o swoje kontrakty?

Jestem na bieżąco z wieloma firmami, dzisiaj np. spotkałem kierownictwo polskiego Procter i Gamble i i mówiliśmy o sytuacji posadowionych na Ukrainie i w przestrzeni gospodarki rosyjskiej zakładów, także o sprzedaży, o trudnościach jeśli chodzi o dostęp do komponentów, o tym co niesie ze sobą dewaluacja rubla na rynku rosyjskim. W ostatnich tygodniach kilkakrotnie spotykałem się z poszczególnymi grupami inwestorów polskich na wschód od Polski i producentami. W czwartek byłem na terenie powiatu sokołowskiego i nie tylko miałem rutynowe spotkania z samorządowcami, ale także z dużą firmą produkcji mięsa, uboju. Firma rodzinna państwa Zakrzewskich to jedna z większych w kraju - 80 proc. jej produkcji idzie na eksport. Ta firma już od kilkunastu miesięcy szukała alternatywnych rynków, w związku z tym przetrwa kryzys w relacjach z Rosją, ale jest np. problem niektórych dużych spółdzielni mleczarskich, których 40 proc. eksportu żółtego twardego sera w zeszłym roku, szło na rynek rosyjski. I one już odczuwały wcześniej dużo mniejszą rentowność i kłopoty wynikające z tego, że polski ser stał się w wyniku dewaluacji rubla dużo droższy niż wcześniej, ale w mleku w proszku realizujemy bardzo udany kontrakt do Algierii, które rekompensuje sytuacje. Był tu u mnie w zeszłym tygodniu ambasador Iranu, odbudujemy stosunki z tym krajem. Bardzo dobrze poszedł nam program "go Africa". Pierwsze półrocze z niektórymi krajami przyniósł nawet 3,5-krotny wzrost eksportu. Z niektórymi krajami startujemy z bardzo niskiego poziomu: liczącego kilkanaście milionów dolarów, no ale każdy rynek i każda setka ton produktu to już jest dzisiaj sukces. 

Do końca sierpnia dokończymy analizę czy lepiej powołać nowy eksport, import bank czy też urynkowić i dobankowić Bank Gospodarstwa Krajowego w zakresie nowych form bardziej ryzykownego wsparcia niż KUKE czy bezpośrednio zaangażowaniem Banku Gospodarstwa Krajowego w postaci gwarancji rządowych na poszczególne produkty. Cieszy mnie to, że szczególnie na te nowe rynki wchodzimy z taką ofertą - już nie pojedynczych kontraktów, ale poważnych kontraktów np. przemysłu motoryzacyjnego, transportowego i to nam będzie bardzo mocno procentowało. No i także polska przedsiębiorczość oczekuje bardzo szybkiej reakcji ze strony rządu, np. mogą być ogłaszane kolejne listy sankcji osób, firm, z którymi nie powinno się  intensyfikować współpracy, ale co z konkretnymi zawartymi  już kontraktami... No i bardzo istotne też jest to, i robimy to z pełną świadomością i konsekwencją, żeby na poziomie biznesowym nie zaniedbywać stosunków ludzkich. Żeby to nie było tak, że jak wróci czas pogody w relacjach z rosyjskim Wschodem, to okaże się, że będziemy musieli wysłać ekipę pingpongistów, żeby nawiązać stosunki gospodarcze. 

A wyobraża Pan sobie odpowiedź Unii na sankcje handlowe w postaci sankcji energetycznych wobec Rosji? To byłoby korzystne dla polskiego sektora węglowego?

A wyobrażamy sobie, że nagle w jamalskiej róży nie ma gazu dla Polski? 

Czyli nie ma takiej możliwości?

Zwracam uwagę, że jesteśmy w WTO, zwracam uwagę, że powinniśmy podejmować solidarne decyzję jako Unia Europejska, zwracam uwagę, że i ja, i PSL byliśmy wyjątkowo rzeczowi, pragmatyczni, racjonalni, bo z łatwością było w czasach optymistycznego Majdanu wymachiwać szabelką i nie tylko Ukraińcom obiecywać złote góry pomocy ze świata Zachodu. A dzisiaj, kiedy jest trudniej, to ci, którzy tak machali szabelką, za nią się schowali: co najwyżej napiszą listy, że są jakieś sankcję i by pomóc teraz przedsiębiorcom i - nie tylko polskim - rolnikom. Wolę ten wariant, kiedy to pan prezydent Putin ogłosił sankcję dla warzyw, jabłek całej Unii Europejskiej niż wariant, kiedy są sankcje dla polskiej i wybranej grupy innych krajów, a w miejsce polskich jabłek wchodzą włoskie, niemieckie czy holenderskie. W związku z tym nawet zaostrzenie się tej wojny handlowej, ale w tym wymiarze, że cała Unia i cały Zachód jest na jednej liście, jest lepsze i racjonalniejsze dla polskich interesów. Chociaż trzeba mieć świadomość, że rynek rosyjski, czy rynek poradzieckich krajów z Bliskiego Wschodu, Euroazji stanowi 10 proc. wymiany handlowej Polski.