Żadna ze stron nie jest bez winy - tak treść rozmowy wiceambasadora USA z ministrem Lewickim ocenia prof. Zbigniew Lewicki z Ośrodka Studiów Amerykańskich. Gość Faktów RMF zaznacza, że ujawnienie notki może mieć w przyszłości negatywne konsekwencje.

Konrad Piasecki: Panie profesorze, czy - posługując się językiem Radka Sikorskiego – uważa pan, że amerykańska dyplomacja wykazała się "tradycyjną bezczelnością"?

Zbigniew Lewicki: No na pewno nie dyplomacja. Ta uwaga dotyczyła konkretnej osoby, konkretnego dyplomaty. Nie mogę się wypowiadać na temat właściwości jego charakteru, ale nie wolno tego generalizować. To była sytuacja, w której wszystkie strony popełniły ewidentne błędy, ale nie są to błędy, ani dyplomacji amerykańskiej, ani dyplomacji polskiej.

Konrad Piasecki: Najpierw o tych błędach dyplomacji amerykańskiej. Czy w tej rozmowie nie pobrzękuje panu taki ton wasalno-lenny Ameryki wobec Polski? Jednak tam ten dyplomata wyraża się w taki sposób, jaki w równoprawnych krajach nie jest specjalnie przyjęty.

Zbigniew Lewicki: To właśnie mówię, że to jest sposób mówienia, którego należy unikać. Można to samo było przekazać na dwadzieścia innych sposobów, że np. strona amerykańska uważa, że taka publiczna dyskusja na temat ofiar ludności cywilnej, a nie samej interwencji, pogorszyłaby obraz Ameryki w Polsce. Gdyby to przekazano w takiej łagodniejszej formie, a może nawet na koktajlu, to by zupełnie miało inne znaczenie.

Konrad Piasecki: Patrząc na tę notatkę i domyślając się reakcji polskiej strony, reakcja polskiego ministra – sekretarza stanu w Kancelarii Premiera jest właściwie taka aprobująca. On nie protestuje. Z tej notatki nie wynika, że tam była jakaś poważna polemika.

Zbigniew Lewicki: Trudno powiedzieć, jak wyglądała polska strona, ponieważ ta notatka została napisana technicznie dobrze, w tym sensie, że pokazała, co mówi interlokutor a nie to, co mówi polska strona. Nie mniej, w tym momencie aż się prosiło o to, by polski minister powiedział, że jest to uwaga nie na miejscu i żeby to się znalazło w notatce – to by całą sytuację zupełnie inaczej naświetliło. Aczkolwiek – tu może przejdziemy na chwilę do drugiej strony – dziwiłem się, że ta notatka nie ma gryfu poufności albo tajności, bo takie notatki taki gryf muszą mieć - szczególnie, że na samym początku jest informacja ściśle tajna, która w ogóle nie powinna ujrzeć światła dziennego.

Konrad Piasecki: No właśnie, kiedy dziś wieczorem w tym budynku obok nas, czyli w Ministerstwie Spraw Zagranicznych spotyka się Anna Fotyga z ambasadorem Stanów Zjednoczonych, to – tak naprawdę – kto do kogo będzie mógł mieć większe pretensje?

Zbigniew Lewicki: Ja sądzę, że jeżeli obie strony wykażą się dojrzałością dyplomatyczną, to spotkanie będzie miało przebieg miły, sympatyczny, bez wyciągania niczego. Obie strony zgodnie w tym samym momencie uznają, że nastąpiło niefortunne nieporozumienie.

Konrad Piasecki: Ale co było tą niefortunnością i co było tym nieporozumieniem?

Zbigniew Lewicki: Nieporozumieniem był sposób artykułowania swojej opinii przez urzędnika ambasady, bo nie ambasadora, a z drugiej strony – fakt, że to się znalazło w notatce, która nie ma gryfu poufności i została upubliczniona. Żadna ze stron nie jest bez winy.

Konrad Piasecki: Pan uważa, że Amerykanie mają prawo mieć pretensje do Polski, że ta notatka ujrzała światło dzienne?

Zbigniew Lewicki: Uważam, że rozmaici rozmówcy Polski w tym momencie, widząc, jak się w Polsce sporządza notatki z takich rozmów, jak one są dostępne każdemu ogólnie każdemu, w gazecie przedrukowywane, będą teraz niezwykle ostrożni i będą unikali mówienia nam rzeczy, które chcielibyśmy być może usłyszeć. To może mieć daleko idące konsekwencje - zupełnie poza kwestią polsko-amerykańską.