Kto będzie głównym lokatorem w Białym Domu – nadal wielka niewiadoma za oceanem. Podobnie jak nie wiadomo, kto będzie przewodził polskiej prawicy. Polska lekko rozczarowana kalendarzem rozszerzenia Unii Europejskiej. Między innymi o tych tematach dziennikarze RMF Ryszard Cebula i Piotr Salak rozmawiają z byłym prezydentem Lechem Wałęsą.

RMF: Panie prezydencie, komu pan kibicuje w tym wyścigu do Białego Domu?

Lech Wałęsa: Mam kłopot, bo jednego i drugiego znam osobiście. Wartość jest porównywalna, więc najlepiej byłoby, gdyby ogromny kraj miał dwóch prezydentów.

RMF: Ale który z nich jest bardziej sympatyczny – Al. Gore czy George Bush, bo wszyscy mówią że Bush.

Lech Wałęsa: Po pierwsze nie mogę się mieszać w ich sprawy wewnętrzne, po drugie ja ich równo oceniam. A po trzecie nie kieruję się sentymentem a interesami. Dzisiaj Ameryka ma inny interes w stosunku do Polski, niż miała wcześniej. Tylko na to powinniśmy patrzeć a sentymenty zostawić sentymentalistom.

RMF: Pan naprawdę nie kibicował?

Lech Wałęsa: Nie kibicowałem w tym momencie. W poprzednich wyborach kibicowałem Bushowi-ojcu, potem Dole’owi, ale to z innych powodów.

RMF: Wiadomo, że w tych wyborach jeden z kandydatów wygra o włos – podobnie jak pięć lat temu pan przegrał o włos z Aleksandrem Kwaśniewskim. Panie prezydencie, co bardziej boli – taka porażka o włos czy zdecydowana, jak w ostatnich wyborach.

Lech Wałęsa: Ja startowałem mimo wszystko zawsze z zadaniami. I patrzyłem, które będą zrealizowane, a które nie. I tylko dlatego startowałem. Wciąż staracie się mnie ustawić, że ja robię karierę. Są dwa typy działaczy. Ja należę do działaczy, którzy robią robotę i za to coś tam osiągają. Albo siedzą w więzieniach.

RMF: Ale nam chodzi tylko o to, co jest trudniejsze do przełknięcia – porażka minimalna czy poważna?

Lech Wałęsa: Ja panu powiem już teraz po tych wyborach. Bardziej bałem się zwycięstwa niż przegranej. Przegrana – naród sobie tak życzył, jego sprawa. Ale wiedząc o kłopotach z Unią Europejską, o problemach wewnętrznych, chciałem się z tym zmierzyć i miałem pomysły. Ale oczywiście wolę wygrywać niż przegrywać.

RMF: Panie prezydencie, a co pan teraz robi?

Lech Wałęsa: W tym półroczu byłem dwa razy we Francji, trzy razy we Włoszech, Niemcy, USA, Rosja i Wielka Brytania.

RMF: Jeździ pan z wykładami?

Lech Wałęsa: Tak, jestem zapraszany za granicę, ale w Polsce też.

RMF: No i o czym pan wykłada, panie prezydencie?

Lech Wałęsa: Przede wszystkim wykłady płatne są na dany temat. A potem dyskusja, obrona tego tematu. W Rosji np. mówiliśmy na temat: Jaka Rosja w XXI wieku?

RMF: To są wykłady dla studentów czy dla polityków?

Lech Wałęsa: Różnie. Różni ludzie przychodzą i różne są wykłady. Ja mam cztery grupy spotkań, szczególnie w Stanach: politycy, ekonomiści, młodzież szkolna i nasi rodacy.

RMF: A czy pana nie korci, żeby dać taki wykład AWS-owi, przy tych kłótniach, które obserwujemy od kilku miesięcy?

Lech Wałęsa: Wykłady są skuteczne lub nieskuteczne. Niektóre są słuszne ale nieskuteczne. Na przykład, wiecie panowie, że moja rodzina jest liczna, razem z żoną wychowaliśmy już dzieci. Każdemu dziecku, gdy zaczęło chodzić pokazywałem kuchenkę gazową i mówiłem: „Nie dotykaj, bo się sparzysz”. Czy wiecie państwo, że każdy z tych pięciu musiał się sparzyć? Tu jest podobnie. My musimy parę błędów zrobić, żeby wyciągnąć z tego wniosek. Tu można mówić święte słowa...

RMF: Ale kto się sparzy – Marian Krzaklewski czy Jan Maria Rokita?

Lech Wałęsa: Jeden i drugi – tylko każdy inaczej. Jeden ma większą a drugi mniejszą odpowiedzialność. W związku z tym to sparzenie będzie troszkę różne.

RMF: Ale czy AWS się rozleci czy nie?

Lech Wałęsa: Najlepiej byłoby, gdyby AWS się rozleciał i to od dawna mówiłem. Mówię o podziale zadań a nie polskiej prawicy. Żeby związek zawodowy był związkiem a nie cztery godziny rządził, a cztery strajkował przeciwko rządowi, co jest śmieszne. W Polsce jest bałagan polityczny i dla porządku AWS powinien się rozsypać ale nie wyjść z porozumienia. Gdybym ja miał wpływ, to bym go rozsypał. Związek powinien oddawać ludzi do partii RS, a partie powinny założyć porozumienie w celu wygrywania wyborów.

RMF: A czy pana zdaniem Marian Krzaklewski powinien pozostać w związku zawodowym czy przejść do partii i oddzielić się od związku?

Lech Wałęsa: Nie można być trochę w ciąży. On ma tylko jeden wybór – albo tu albo tam. Gdyby chciał mnie posłuchać, bo wiele razy mu dawałem jako jedyny przyjacielskie rady, to powinien wrócić do związku zawodowego, tym razem nie kandydować i powiedzieć: spróbowałem, miałem ochotę, nie wyszło, nie chcieliście – wracam i buduję związek zawodowy, porozmawiamy jutro. I to by było zwycięstwo, a tak będzie porażka – tylko nie wiadomo czy wielka klęska czy mała.

RMF: A czy ktoś z prawicy pana pyta o zdanie na ten temat, co się powinno stać dalej z AWS-em?

Lech Wałęsa: Prowadzimy różne rozmowy...

RMF: Ale z kim? Na przykład z Marianem Krzaklewskim pan rozmawia?

Lech Wałęsa: Nie, z Marianem Krzaklewskim rozmawiamy przez prasę.

RMF: A z marszałkiem Płażyńskim?

Lech Wałęsa: Jesteśmy zaprzyjaźnieni, bardzo często się spotykamy. Ale żeby było jasne – to nie jest instruktaż, o polityce mało rozmawiamy.

RMF: Czy pana zdaniem wybory powinny być wcześniej czy nie?

Lech Wałęsa: Ja bym chciał żebyśmy szanowali siebie, pieniądze i zasady. Kalendarz wyborczy powinien być dotrzymany. Ale czasami jest taka sytuacja, że lepsze są wybory, bo to mniej kosztuje.

RMF: A w tej chwili?

Lech Wałęsa: Na razie nie ma takiej wyższej konieczności. Żaden rząd tutaj wiele nie zrobi i wybory jeszcze bardziej zahamują procesy. Ja bym „dożył” tym układem, choć on mi się nie podoba. Ale nie opłaca się jego wymiana.

RMF: Czy zapisałby się pan do „S”, która teraz toczy spór zbiorowy z rządem?

Lech Wałęsa: Nie, nie zapisałbym się. To znaczy, do „S” tak, tylko do tych działaczy nie – oni pomylili zadania i role.

RMF: Swoją drogą, jest pan w „S”, panie prezydencie?

Lech Wałęsa: Próbowałem założyć związek zawodowy prezydentów, ale jest nas za mało, bo musi być sześciu.

RMF: Czyli w „S” pan nie jest?

Lech Wałęsa: Nie mogę być, bo jestem w dziwnej sytuacji.

RMF: Jeździ pan wiele po świecie – czy lobbuje pan za naszym przyjęciem do Unii Europejskiej w Brukseli?

Lech Wałęsa: Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości – ale nie z tych powodów, które wy tutaj tłumaczycie. Otóż ja lobbuje, bo jako praktyk widzę, że Polska nie ma wyboru. Kiedy mieliśmy rowery i koniki, trzeba było zrobić z małych miasteczek i wiosek państwo, bo rower już nie zatrzymał się w wiosce, a tam ktoś z siekierą czekał. Zrobiliśmy Polskę, ktoś tam Niemcy. Teraz mamy Internet, samoloty i są państwa, gdzie już nie wystartujesz pan samolotem, bo nie da rady zakręcić w państwie. W związku z tym nie mamy innego wyboru, jak powiększyć struktury organizacyjne.

RMF: Kiedy pan był w Brukseli?

Lech Wałęsa: Będę w niedługim czasie, jeszcze w tym roku. Wie pan, jednak głosy tych paru noblistów...

RMF: Czyli pan pracuje. Czy rząd robi wszystko, żebyśmy się w Unii jak najszybciej znaleźli?

Lech Wałęsa: Moim zdaniem nie. W ogóle interpretacja jest zła. Z przykrością stwierdzam, że w Europie zwycięża inny scenariusz. Tempo stosowane do tej pory przez Zachód, polegające na wybieraniu perełek wśród wszystkich państw, a kto sobie nie poradzi, ten umiera – Polska w tej perspektywie za 20 lat będzie miała 20 milionów ludzi, mądrzejsi uciekną do Japonii, Francji, Stanów Zjednoczonych, słabsi zostaną, resztę zalesimy. Mnie się to bardzo nie podoba, ja bym na to nie pozwolił. Mówiłem o tym w kampanii wyborczej, miałem argumenty. Ci, którzy negocjują, nie mają argumentów, źle argumentują i dlatego niekorzystnie rozwija się ten proces.