Nawet gdyby prezes telewizji publicznej Bronisław Wildstein został odwołany, to nie będzie w tej decyzji kontekstu politycznego, a tylko efekt oceny władz nadzorczych telewizji – mówi w Kontrwywiadzie RMF Jacek Kurski z PiS.

Konrad Piasecki: Dziś w trójmiejskim studio polityk, który oświadczył niegdyś „Kocham telewizję” – poseł PiS Jacek Kurski. Dzień dobry.

Jacek Kurski: Dzień dobry, a co w tym złego?

Konrad Piasecki: Nic. Wszyscy kochamy telewizję, tylko pytam czy temu uczuciu do telewizji pozostaje pan wierny?

Jacek Kurski: Pozostaje wierny jako widz, ale przede wszystkim jako dziennikarz telewizyjny kilkanaście lat temu. To rzeczywiście jest magia, która wciąga niesamowicie.

Konrad Piasecki: A równie gorącym afektem pała pan również do prezesa publicznej telewizji, czyli Bronisława Wildsteina?

Jacek Kurski: Jako polityk przestałem się tym zajmować. Natomiast skonstatowałem dosyć oczywisty fakt, że PiS tym się np. różni od PO czy SLD, że kiedy uzyskało jakiś tam pośredni, ale jednak wpływ na obsadę tego stanowiska , to wybrało na to miejsce prezesa – tzn. przedstawiciele wybrani przez PiS w KRRiT a ci poprzez radę nadzorczą – zdecydowali się na wybór profesjonalnego dziennikarza co prawda prasowego, publicysty telewizyjnego, ale słynącego z ostentacyjnej niezależności wobec świata polityki. A jeśli pan sobie przypomni jak to załatwiali politycy innych partii, to np. SLD umieściło tam na 7 prawie lat pana Roberta Kwiatkowskiego…

Konrad Piasecki: Panie pośle, ale nie wracajmy do politycznej prehistorii

Jacek Kurski:… jeżeli pan chce stawiać jakieś tezy, to warto je z czymś porównywać.

Konrad Piasecki: To ja porównam tę nominację i przypomnę sobie, że tuż przed ta nominacją Bronisław Wildstein rozmawiał z nikim innym tylko z Jarosławem Kaczyńskim.

Jacek Kurski: Trudno, żeby rozmawiał z panem Kononowiczem.

Konrad Piasecki: Ja w ogóle nie rozumiem, dlaczego trzeba rozmawiać, dlaczego prezes telewizji musi rozmawiać przed nominacją z prezesem rządzącej partii?

Jacek Kurski: Pewnie dlatego, że prezes rządzącej partii jest odpowiedzialny za całe państwo, również za to jak są odbierane środki publiczne – telewizja jest spółką Skarbu Państwa. Ale jeśli pan pozwoli skończyć, bo zacząłem myśl i słuchacze będą mieli wrażenie, że nie wiadomo o co mu chodziło.

Konrad Piasecki: Pan pewnie powie o Kwiatkowskim, o Dworaku, bo te argumenty pańskie już znamy panie pośle.

Jacek Kurski: Dobrze, że chociaż ja o tym powiem, jeśli pan nie chce powiedzieć. Kiedy SLD mogło rządzić to obsadzało swojego partyjnego funkcjonariusza, który robił kampanię partii, a kiedy PO miała tę swobodę obsadzenia to swojego działacza partyjnego, pana Dworaka obsadziła w roli prezesa. Jeżeli PiS uzyskało jakiś wpływ to jest prezesem niezależny, ostentacyjnie niezależny publicysta, nie mający nic wspólnego z PiS. Do tego stopnia, że jest nawet „na pan” z Jarosławem Kaczyńskim czy z Lechem Kaczyńskim, gdy tamci byli „na ty” z Rokitą, Frasyniukiem, Millerem, Kwaśniewskim. To jest ta różnica. Skoro mija rok, czy 9 miesięcy prezesury pana Wildsteina, to jest normalne, że ciała i gremia kierownicze mają powody do jakiś wstępnych ocen. Jak one wypadną tego nie wiem.

Konrad Piasecki: A pańskim zdaniem Wildstein jest dobrym prezesem telewizji? Bo od jednego z polityków pańskiej partii usłyszałem, że za kogo jak za kogo ale za Wildsteina umierać nie będziemy.

Jacek Kurski: Zdania są tutaj podzielone.

Konrad Piasecki: Jakie jest zdanie Jacka Kurskiego?

Jacek Kurski: Przyznam się, że może nie pierwszy, ale jeden pierwszych razy w życiu mam takie poczucie, że nie mam zdania. Tzn. widzę pewne pozytywne zmiany w misyjności i częściowo w publicystyce, ale też widzę niekiedy zbyt mało zmian np. w informacji. Czasem widzę człowieka, którego pamiętam jeszcze z roku 1991-92, kiedy byłem asystentem dyrektora TAI Roberta Terentiewa i jedyne czym on mógł się wykazać, to studia w Moskwie i działalność w PZPR. W związku z czym jedne zmiany idą dobrze, inne idą gorzej. Natomiast nie mam zupełnie wglądu w sytuację finansową spółki i tam dochodzą jakieś niepokojące informacje, natomiast nie potrafię ich zweryfikować.

Konrad Piasecki: A jeśli rzeczywiście Wildstein polegnie? Czy to będzie śmierć na ołtarzu partyjnych targów LPR, czy kara za jakieś błędy?

Jacek Kurski: Oczywiście, że nie będzie to żadna śmierć na ołtarzu. Po co panu ta metaforyka niezwykle barokowa? Będzie to decyzja statutowych władz.

Konrad Piasecki: Czyli kara za błędy?

Jacek Kurski: Jeżeli kara to w ramach oceny miarodajnych struktur. Nie doszukiwałbym się tutaj politycznego kontekstu.

Konrad Piasecki: A skoro jesteśmy przy ocenie miarodajnych struktur, jak pan to przed chwilą pięknie powiedział, „Newsweek” pisze, że chce pan ukręcić bat na dziennikarzy i zaserwować im błyskawiczne wyroki za zniesławienie. To prawda?

Jacek Kurski: Nic podobnego. Trwa ożywiona dyskusja we wszystkich partiach politycznych, również w PiS, w jaki sposób zmienić prawo prasowe. Myślę, ale to jest mój prywatny pogląd, że byłoby z olbrzymią korzyścią przede wszystkim dla widza, słuchacza, opinii publicznej, gdyby istniała instytucja i procedura, która bardzo szybko pozwalałaby stwierdzić, czy jakiekolwiek pomówienie, zarzuty, oskarżenie kogokolwiek publicznego są prawdziwe. Dziś można o kimś powiedzieć cokolwiek, a sprawy ciągną się latami, od 2 do 5 lat, i nikogo sprostowania nie interesują. Natomiast opinia publiczna jest epatowana, miażdżona psychicznie jakąś formą skandalu. Szybka procedura byłaby z korzyścią dla mediów, bo one miałyby pewność, że jeśli coś mówią pod presją takiej procedury, to mówią prawdę, i dla polityków, bo mieliby prawo dochodzenia, że są niewinni, ale przede wszystkim dla opinii publicznej, bo ona wiedziałaby jaka jest prawda. Dziś bardzo dużo mówi się w Polsce rzeczy niesprawdzonych, kłamliwych, które szokują opinię publiczną.

Konrad Piasecki: I nad taką błyskawiczną, dwu - trzytygodniową procedurą sądową pracuje Jacek Kurski?

Jacek Kurski: Jestem członkiem Komisji Kultury i Środków Przekazu, jestem byłym dziennikarzem. Jakąś intuicję i wiedzę merytoryczną w tej sprawie mam. Uważam, że dla wszystkich byłoby dobrze, gdyby ta procedura trwała nie 5 lat, a 5 tygodni. Na jaki wariant zdecyduje się koalicja – tego nie wiem.

Konrad Piasecki: Której dwójki ministrów pozbyłby się pan z rządu? Jarosław Kaczyński mówi, że dwóch z jego rządu odejdzie.

Jacek Kurski: Pan myśli, że Jacek Kurski wymieni dwa nazwiska, wsiądzie do samochodu i pojedzie sobie do domu? I zostanie znienawidzony przez dwóch kolegów? Nie wiem. To jest absolutnie suwerenna decyzja Jarosława Kaczyńskiego. Wczoraj na pasku jednej z komercyjnych telewizji przeczytałem, że chodzi o ministrów PiS-u. Oznacza to, że koalicjanci są spokojni, bo Jarosław Kaczyński ich zapewnił, że to nie o ich ministrów chodzi? Jacy to będą ministrowie? Nie wiem, ale to nie ma większego znaczenia. Cechą higieniczną demokracji jest to, że od czasu do czasu następuje jakaś weryfikacja – jedno, dwa nazwiska raz na parę miesięcy świadczą o tym, że premier trzyma rękę na pulsie i dobiera najlepszych do rządzenia Polską.

Konrad Piasecki: Na koniec zła informacja dla młodych i ambitnych polityków PiS. Premier mówi, że od dziecka marzył o tym, aby rządzić do 91. roku życia czyli do 2040 roku. Ciężko będzie się wam przebić.

Jacek Kurski: Jestem zachwycony. Kiedy Jarosław Kaczyński będzie miał 91 lat, ja będę miał 74. To jeszcze nie jest tak źle.