Musimy przygotować się na kolejne wstrząsy – mówi w Kontrwywiadzie RMF FM ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Duchowny już wcześniej dziwił się, że żadna komisja kościelna nie chciała czytać dokumentów służb specjalnych PRL.

Kamil Durczok: Ramzes, Profesor, Apollo, Wacław, Pisarz, Franciszek, Stolnik, Bolesław, Bernat, Pasterz, Władysław oraz Tadeusz – te pseudonimy biskupów, współpracujących z SB przynosi „Dziennik”. Czy ksiądz zna te pseudonimy?

Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Przynajmniej jeden z nich.

Kamil Durczok: A który?

Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Nie chcę powiedzieć, dlatego że ta publikacja „Dziennika” jest bardzo zaskakująca, ale przypuszczam, że chodzi o tę osobę, o której również „Dziennik” pisze.

Kamil Durczok: Czy tę osobę, którą ksiądz zna SB ukryło pod pseudonimem „Profesor”?

Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Nie, to nie o to chodzi. Chodzi o to, że pewne dokumenty, które wypływają w tej chwili dotyczą najważniejszych osób w Kościele. To jest bardzo trudne, ale myślę, że pomimo wszystkiego rzetelne badania, uczciwa synteza pozwolą rozbroić tę bombę.

Kamil Durczok: Ksiądz powiedział przed chwilą, że ta publikacja jest zaskakująca. Z jakiego powodu?

Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Bo niestety padają nazwiska, ale padają tak w kontekście pozytywnym, pokazującym, że jednak SB miało ogromne kłopoty z werbunkiem księży. Trzeba powiedzieć, że 90 procent księży nigdy nie udało się zwerbować i to jest najbardziej pozytywne w tej książce. Są konkretne przykłady, analizy i jeśli się zdarzały wypadki werbunku, to one też miały różne barwy.

Kamil Durczok: Tylko, że problemem dla Kościoła jest te 10-15 procent duchownych, którzy jednak zostali zwerbowani rozmaitymi metodami. czy wśród tych pseudonimów są nazwiska żyjących jeszcze osób i czy to są hierarchowie Kościoła?

Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Tak. W mojej publikacji ukażą się nazwiska co na najmniej 4 osób żyjących, z kręgu Episkopatu.

Kamil Durczok: Dzisiejszych biskupów? Pełniących ważne funkcje?

Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Tak. Zresztą mówiłem to już wielokrotnie wcześniej. Na czym polega mój osobisty problem? Kiedy po raz pierwszy 1,5 roku temu dostałem akta jako pokrzywdzony i kiedy to dopiero była maleńka sprawa, informowałem władze kościelne, że być może dotyczy to bardzo znanych osób. Później, gdy otworzyłem projekt badawczy, okazało się, że był to kamyczek, który poruszył lawinę. Wielokrotnie, czytając dokumenty, ze zdziwieniem stwierdzałem, że jestem jedną z pierwszych dwóch-trzech osób, które te dokumenty czytały. IPN udostępniał systematycznie, zwłaszcza jeśli chodzi o mikrofilmy Departamentu I MSW, czyli wywiadu i pojawiały się bardzo głośne nazwiska. To, co mnie najbardziej dziwiło – żadna komisja kościelna tego nie chciała czytać.

Kamil Durczok: To chyba była konsekwentna postawa Kościoła. Dziś Krzysztof Kozłowski w „Gazecie Wyborczej”, na pytanie, czy Kościół był zainteresowany poznaniem akt na swój temat, odpowiada, że pytał o to, ówczesnego sekretarza Episkopatu, bp Bronisława Dąbrowskiego i odpowiedź brzmiała: nie, że Kościół nie jest tym zainteresowany, że wystarcza ta wiedza, którą Kościół posiada. To jest pewnie konsekwencja tamtej postawy.

Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Tak, niestety. Tu pan Krzysztof Kozłowski ma rację. Znam opis tamtej sytuacji o jednego z duchownych, który opowiadał mi, że 16 lat temu dokładnie taka sytuacja miała miejsce. To na ówczesne czasy było może coś wytłumaczalnego, ale dziś ponosimy konsekwencje. Problem leży w tym, że gdyby 26 lat temu zaczęto to robić, kiedy „solidarność” doszła do władzy, nie przeżywalibyśmy tych problemów. Tak się działo w Niemczech, tak było w Czechach. A dziś ta choroba, nieleczona przez 16 lat odbija się po prostu w straszny sposób z krzywdą dla nas wszystkich.

Kamil Durczok: Proszę księdza, wczoraj kardynał Dziwisz przyjął rezygnację księdza infułata Bielańskiego, proboszcza katedry Wawelskiej. Czy dobrze się stało, że proboszcz Wawelu zrezygnował?

Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Tak, dobrze się stało.

Kamil Durczok: TW „Waga” to ksiądz Bielański?

Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Ksiądz kardynał mnie prosił, abym się nie wypowiadał do chwili opublikowania książki. Ja księdza Bielańskiego znam 30 lat - był moim katechetą, a na mojej mszy prymicyjnej wygłosił kazanie. Znam go od bardzo dobrej strony. Mogę powiedzieć, że jest to kapłan gorliwy i bardzo dużo dobrego zrobił.

Kamil Durczok: Nie mówiłby tych wszystkich słów, gdyby nie dokumenty, do których ksiądz dotarł.

Tadeusz Isakowicz-Zaleski: To jest właśnie ten problem, że mamy do czynienia z kapłanem, który ma bardzo pozytywną stronę swojej działalności duszpasterskiej i ma trudną, ciemną sprawę, która trwała 7 lat w latach 80. Te dokumenty będą publikowane niedługo i niezależnie, jak to ksiądz Bielański będzie interpretował, dobrze się stało, że Wawel - czyli miejsce święte dla Polaków, stało się poza wszelkimi podejrzeniami. Są takie miejsca w Polsce, gdzie nawet cień podejrzenia dyskwalifikuje duchownego.

Kamil Durczok: Czy ta rezygnacja, a wcześniej rezygnacja arcybiskupa Wielgusa, to początek lustracji w Kościele, jakkolwiek jest to nieostre określenie?

Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Ja bym powiedział, że jest to początek wychodzenia z choroby, która, niestety, jest na własne życzenie. Choroby bardzo zaniedbanej. Chcę wierzyć, że te kroki otworzą następne działania. Musimy przygotować się na kolejne wstrząsy – będą sytuacje nie mniej trudne niż z arcybiskupem Wielgusem. Ale jeśli będzie wola Episkopatu i wiernych, żeby to przyjąć, to po tej trudnej, bolesnej, wstrząsowej terapii dojdziemy do stanu takiego, w którym kościół będzie normalnie funkcjonował.